W tym poście wkraczamy na tereny
wiedzy prawdziwie tajemnej, bo „Riquet
à
la houppe” jest bezsprzecznie najsłabiej znaną baśnią
Perraulta. Słabiej nawet niż „Sinobrody”, mimo że – jak
wynika z moich skrupulatnych obliczeń – w wydaniach pojawia się
częściej. O nędzniutkiej pozycji tej baśni w powszechnej
świadomości czytelniczej świadczy sam fakt, że nie ma ona stabilnej
konwencji nazewniczej. W różnych wydaniach bohater nosi różne
imiona i tylko jego dumny Czubek trwa poprzez dziesięciolecia.
Choćby jednak prężył się i wyciągał najwyżej, jak się da,
chyba nigdy nie zdoła wydostać się z cienia „Pięknej i Bestii”,
której „Riquet à
la houppe” jest dalekim krewniakiem.
Różne więc imiona nosi nasz bohater. W Polsce najczęściej spotkać można Knypsa,
bo taką wersję spopularyzowała adaptacja Hanny Januszewskiej z
1971 r., a po niej ściągali inni. Jednak sama Januszewska we
wcześniejszym o 10 lat przekładzie baśni Perraulta
zdecydowała się na imię Frant, trącące staropolszczyzną, bardzo
bogate znaczeniowo, wskazujące na szelmowski spryt bohatera – i
najwyraźniej uznane za trudne dla dzieci, skoro w późniejszej
adaptacji ostał się dźwiękonaśladowczy Knyps.
Inne pomysły polskich
tłumaczy i adaptatorów to:
-Czubatek (w zupełnie
zapomnianej adaptacji Janiny Colonny-Walewskiej z dwudziestolecia
międzywojennego)
-Hipek z czubkiem, co jest
zdrobnieniem od Hipolita (w adaptacji Ewy Stadtmüller)
-Fiks z czubkiem (w adaptacji
Jolanty Sztuczyńskiej, mnie akurat kojarzy się z imieniem dla psa)
-Henio Kosmyczek albo po
prostu Kosmyczek (w adaptacjach Agnieszki Nożyńskiej-Demianiuk)
-Czupurek (w adaptacji
Krzysztofa Marca)
-Niziołek z kogucikiem –
osobiście się z tą wersją nie spotkałam, ale wierzę na słowo
Barbarze Grzegorzewskiej, która o niej wspomina
-Firek z czubkiem – taką
formę, jako niesugerującą żadnych skojarzeń pejoratywnych,
wybrała sama Grzegorzewska.
Aż szkoda, że gros wydawców
zrzyna od Januszewskiej tego Knypsa.
Szybkie streszczenie, żeby
wszyscy wiedzieli, o co chodzi
Królowa rodzi strasznie
szpetnego chłopca. Obowiązkowo obecna wróżka zapewnia jednak, że
będzie niesłychanie błyskotliwy, a w dodatku będzie mógł
udzielić rozumu wybranej przez siebie osobie.
Ponieważ baśnie, a już
szczególnie baśnie Perraulta, bardzo lubią symetrię, w sąsiednim
królestwie kilka lat później rodzą się dwie księżniczki: jedna
bardzo brzydka, ale – według zapowiedzi wróżki – mądra i
dowcipna, druga niemożebnie głupia, chociaż bardzo piękna i w
dodatku zdolna udzielić daru urody wybranej osobie.
Lata mijają, całe młode
pokolenie dorasta, błyskotliwa księżniczka święci triumfy, a
głupia na każdym kroku popełnia gafy, zraża do siebie ludzi i
wreszcie idzie się wypłakać do lasu. Tam spotyka przybyłego
szczęśliwym trafem brzydkiego królewicza, który zakochał się w
jej portrecie i bardzo jest rad, że widzi jego pierwowzór. Zagaduje
do niej zgodnie z najlepszymi zasadami salonowej konwersacji, ona coś
duka i stęka, wreszcie od słowa do słowa dochodzą do tego, że on
udzieli jej rozumu, jeśli dziewczyna zgodzi się za niego wyjść.
Ona się oczywiście zgadza, zwłaszcza że królewicz oferuje
jeszcze rok zwłoki, zanim będzie musiała się wywiązać ze swojej
części umowy.
Księżniczka gwałtownie
mądrzeje, robi furorę na dworze, spycha w cień swoją brzydką
siostrę, doradza ojcu i przebiera w kandydatach do małżeństwa.
Niełatwo jej wybrać najlepszego, bo, jak nam mówi narrator, w tych
sprawach tym trudniej jest podjąć decyzję, im więcej się ma
rozumu.
Wreszcie księżniczka idzie
się namyślić do lasu. Na jej oczach spod ziemi wychodzi gromada
śpiewających kuchcików szykujących wesele. Dziewczyna przypomina
sobie, jak to głupio postąpiła rok temu, a gdy widzi nadchodzącego
narzeczonego, próbuje się wykręcić od ślubu. Perrault znowu
serwuje nam piękny salonowy dialog, który trzeba przeczytać, by
docenić jego retoryczne zacięcie. Staje wreszcie na tym, że
przecież królewna ma dar upiększania, więc z ochotą upiększa
brzydala i radośnie godzi się na ślub.
Chociaż – dodaje narrator
perfidnie – niektórzy mówią, że brzydal brzydalem pozostał i
tylko miłość sprawiła, że jego garb, zez i czerwony nochal
wydały się księżniczce urzekające.
|
Riquet zaprasza księżniczkę na jej własne wesele na rycinie z pierwszego wydania baśni Perraulta (1697).
|
|
A tak tę samą scenę przedstawił Gustave Doré (1862).
|
Wypiękniał więc czy nie?
Bohater jawi się jako indywiduum ze wszech miar podejrzane, a im
bardziej próbujemy zgłębić jego rodowód, tym mroczniejsze
tajemnice odkrywamy.
Przede wszystkim – co
właściwie oznacza jego francuskie imię – Riquet? Spotkałam się
z dwiema hipotezami. Wedle pierwszej miałoby to być zdrobnienie od
Henryka (Henri – Henriquet – Riquet), które to imię wspominają
nawet niektóre adaptacje (według tekstu Agnieszki Rylukowskiej z 1993 r. książę naprawdę miał na imię Henryk, Agnieszka Nożyńska-Demianiuk nazywa go Heniem Kosmyczkiem).
Kto jeszcze miał na imię Henryk? Ano pierwszy Burbon na francuskim
tronie - Henryk IV, rodem z Nawarry, ten, który powiedział, że
Paryż wart jest mszy. A skoro tak, to baśń Perraulta miałaby być trochę satyrą na
ród królewski.
Druga
teoria wiąże imię bohatera z bajkową postacią, która być może
funkcjonowała w tradycji ustnej, kiedy Perrault pisał swój tekst.
Tak się bowiem składa, że parę lat później jego krewniaczka,
Marie-Jeanne Lhéritier
de Villandon, napisała bardzo długą baśń pod tytułem
„Ricdin-Ricdon”.
Ricdin-Ricdon to diabeł, który oferuje
bohaterce pomoc w układaniu fryzur i w ręcznych robótkach, ale
zapłata jest dosyć wysoka: oddać się we władzę demonicznego pomocnika. Jest tylko jeden sposób, by umknąć jego szponom: zapamiętać
jego imię i w odpowiedniej chwili je wypowiedzieć. Niestety,
bohaterka dostaje nadprzyrodzonej amnezji i ratuje ją jedynie
szczęśliwy przypadek w osobie księcia, który podsłuchał imię
diabła i go nie zapomniał.
Jak niektórzy już pewnie
widzą, „Ricdin-Ricdon” przypomina baśń braci Grimm
„Rumpelstiltskin”, w Polsce znaną przeważnie jako „Titelitury”,
choć Eliza Pieciul-Karmińska lansuje tytuł „Rumpelsztyk”: tam
dziwacznie nazwana postać to karzeł, który przędzie złoto ze
słomy, a w zamian ma dostać dziecko bohaterki, chyba że ta
odgadnie jego imię.
|
W 2017 r. Ilka Schönbein
zrobiła marionetkowy spektakl "Ricdin-Ricdon"... ale fabuła jest taka, jak w Grimmowskim "Rumpelstiltskinie" (więcej informacji na oficjalnej stronie)
|
Zdawałoby się, że nic
oprócz jednej sylaby nie łączy Ricdin-Ricdona z Riquetem – a
jednak… W obu baśniach mamy pokracznego mężczyznę, który
proponuje bohaterce osobliwą wymianę dóbr. W obu przypadkach
bohaterka, odniósłszy niemałą korzyść, rada byłaby odstąpić
od umowy.
A
jeszcze ciekawiej robi się, jeśli weźmiemy pod uwagę, że baśń
Perraulta nie jest jedynym tekstem pod tytułem „Riquet à
la houppe”. W tym samym okresie powstała druga, nazwana
identycznie opowieść, która rzuca na naszego bohatera bardzo
interesujące światło. Dosyć demoniczne… a jednocześnie
trywialne.
Gnom z przyprawionymi
rogami
Drugiego
„Riqueta” napisała Catherine Bernard, pisarka obracająca się w
tych samych kręgach co Perrault i Lhéritier
de Villandon. W jej baśni tępa i niezgrabna księżniczka Mama (w
polskim tłumaczeniu Aleksandra Labudy – Muma) spotyka króla
gnomów, który oferuje jej błyskotliwy umysł w zamian za
małżeństwo.
|
Zarówno u Perraulta, jak i Bernard tępota umysłowa wiąże się z fizyczną niezdarnością (ilustracja W. Heatha Robinsona, 1921).
|
Po roku namysłu bohaterka rada by się wycofać z
tego układu, ale oznaczałoby to utratę podarowanego rozumu, a to
jej się nie uśmiecha – zwłaszcza że dzięki inteligencji w
międzyczasie zdobyła miłość przystojnego Arady. Zostaje więc w
podziemnej krainie gnomów i wychodzi za Riqueta, ale wkrótce też
sprowadza Aradę, którego obecność osładza jej nieszczęśliwe małżeństwo.
Wkrótce Riquet odkrywa
obecność kochanka. Żeby poskromić żonę, odbiera jej rozum –
ale tylko w ciągu dnia. Nocą bohaterka nadal ma być inteligentna,
bo przecież Riquet nie chce głupiej żony. Obraca się to prędko
przeciwko niemu, bo sprytna Mama-Muma daje mu środek nasenny i
wymyka się na nocne schadzki z Aradą.
Ten wybieg również jednak
wychodzi na jaw, a wtedy zemsta Riqueta jest już po prostu straszna:
mocą swoich czarów nadaje Aradzie swój własny wygląd. Mama-Muma
zostaje z dwoma szpetnymi gnomami, nie mogąc odróżnić jednego od
drugiego. Nie ma w tym nic niezwykłego, bowiem – jak mówi
narratorka – kochankowie po jakimś czasie stają się mężami.
Ta
cierpka nauka na temat stosunków damsko-męskich zamyka baśń
Catherine Bernard. Próżno
tu szukać harmonijnego (choć okraszonego ironią) zakończenia
Perraulta. Bernard w ogóle celowała w pesymistycznych baśniach –
napisała jeszcze jedną, zatytułowaną „Książę Różokrzew”,
która kończy się równie ponuro co „Riquet à
la houppe”.
Można do woli porównywać
wymowę baśni Bernard i Perraulta, ale warto też zauważyć, że
tożsamość Riqueta jako króla gnomów wyjaśnia, dlaczego u
Perraulta gromada kuchcików szykujących wesele bohatera wychodzi
spod ziemi. To ostatni, bardzo nikły ślad nieludzkiego pochodzenia księcia.
Można też zadać pytanie,
kto pierwszy napisał „Riqueta” i kto od kogo ściągnął, ale
jednoznacznej odpowiedzi nie znajdziemy. Dosyć prawdopodobne jest, że obie baśnie powstały w ramach towarzyskiego
współzawodnictwa. Ludzie na salonach tak się właśnie zabawiali –
pisali teksty na jakiś ustalony temat albo np. wiersze do
ustalonego z góry układu rymów.
U Bernard księżniczka jest
jedynaczką. W baśni Perraulta ma natomiast bliźniaczkę, która
jest jej przeciwieństwem. Do pewnego czasu bryluje w towarzystwie,
ale kiedy główna bohaterka staje się inteligentna, brzydka, choć mądra siostra traci
całą przewagę i zostaje zepchnięta na margines – do tego
stopnia, że zapomina o niej nawet narrator. Mówi tylko, że jest
rozgoryczona, po czym nigdy już o niej nie wspomina.
Marc Soriano widzi w tym –
jak w każdej dziwnej podwójności w baśniach Perraulta – ślad
traumy spowodowanej śmiercią brata bliźniaka we wczesnym
niemowlęctwie. Ale czytelników i adaptatorów nie obchodzą jakieś
psychoanalityczne hipotezy.
„Jak to? – mówią z poczuciem
krzywdy. – Jak można tak niesprawiedliwie potraktować
inteligentną, ale brzydką dziewczynę?” Dlatego niektóre
adaptacje zaznaczają, że brzydka siostra już wcześniej wyszła za
mąż dzięki swojej mądrości. Wszyscy są szczęśliwi, a morał o
wyższości inteligencji nad urodą – uratowany.
Tylko
że sam Perrault takiego morału wprost
nie formułuje. Jego baśń kończą dwie wierszowane refleksje:
1. Wszystko, co kochamy, wydaje nam się piękne i mądre;
2. Miłość pozwala odkryć w drugiej osobie zalety, które dalece
przewyższają obiektywnie istniejące przymioty.
Co to właściwie znaczy? Ano
to, że Perrault zaprzecza, jakoby miłość była skutkiem cech
innej osoby – ona te cechy dopiero nadaje, a sama nie ma żadnej
uchwytnej, racjonalnej przyczyny.
|
Il. Elżbiety Gaudasińskiej do przekładu Januszewskiej (1993).
|
Ale to nie może być morał
>:(
Takie
śmieszki-heheszki na temat miłosnego zaślepienia to Perrault mógł
sobie urządzać na salonach, ale w baśni dla dzieci nie mają racji
bytu. Więc gdy 60 lat później Jeanne-Marie Leprince de Beaumont
pisała baśnie dla dzieci – a konkretnie dla młodych Angielek –
to wprawdzie zainspirowała się Riquetem, i to aż dwukrotnie, ale
trochę pozmieniała.
W
jednej z jej baśni występuje więc książę o imieniu Spirituel,
czyli Błyskotliwy (w pierwszym polskim przekładzie z 1768 r.
nazwany z łacińska Palladiuszem, w drugim z 1879 r. – Rozumnym).
Jest on oczywiście bardzo brzydki, do tego stopnia, że z powodu
niechęci poddanych rezygnuje z tronu na rzecz młodszego brata.
Zakochuje się w pięknej księżniczce Astre, ale gorzko tego
żałuje, przekonawszy się, jaka jest niemiłosiernie głupia. Od
wróżki dowiaduje się jednak, że może obdarzyć ją rozumem –
co w swojej szlachetności czyni.
Astre po nagłym zmądrzeniu
zaczyna czuć skłonność do księcia, który wcześniej przerażał
ją swoją brzydotą. Zaczyna też rozumieć jego komplementy i gardzić pięknym, ale głupim księciem, którego przyszykowała dla niej zła wróżka. Dobra wróżka mówi
jej natomiast, że może Błyskotliwego jeszcze udoskonalić, obdarzając go
urodą – ale Astre zmądrzała na tyle, by stwierdzić, iż wcale nie chce mieć przystojnego
męża, bo to tylko problem.
Jeszcze
mniej cudowności, a więcej morału i racjonalizacji jest w kolejnej
baśni Leprince de Beaumont. Tym razem z „Riqueta” autorka
przejęła dwie siostry o różnym wyglądzie. Brzydka nie cieszy się
powodzeniem w towarzystwie, więc zabawia się czytaniem mądrych
książek i wkrótce staje się tak inteligentna, że zyskuje
powszechny szacunek i statecznego małżonka. Piękna niczego się
nie uczy i niczym się nie interesuje, bo i tak wszyscy ją lubią za
wygląd; wkrótce też wychodzi za pięknego księcia.
Niedługo
jednak zakochanie dobiega końca i książę zaczyna mieć dosyć
żony, z którą o niczym nie da się rozmawiać. Okrutny cień
moralizującego realizmu
pada na krainę baśni i znudzony mąż porzuca nieszczęśliwą
kobietę. Z pomocą przychodzi jej mądra siostra, dopingując ją do
poszerzenia horyzontów intelektualnych. Dzięki obmyślonej przez
nią intrydze żona odzyskuje miłość
męża, wszystko dobrze się kończy, a młode czytelniczki dzieła
Leprince de Beaumont uczą się, że trzeba się kształcić, by
podobać się mężowi. Zaiste, daleko odeszliśmy od salonowej
powiastki Perraulta.
|
Żona uwodzi męża, nierozpoznana pod przebraniem na balu maskowym. Ilustracja z "Czarodziejskich baśni dla młodego wieku" (1879). Wedle mego śledztwa autorem był Henri Emy, pseud. Telory.
|
----
Pierwszy polski przekład "Riqueta" - mocno skrócony i summa summarum podejrzany - ukazał się w latach 20. w okropnej książeczce "Baśnie i powiastki dla pilnych dzieci" opracowanej przez Janinę Colonnę-Walewską.
|
O mierze okropności świadczą chociażby niewiadomej proweniencji ilustracje, które zrobiono wyraźnie do baśni braci Grimm i które nie mają nic wspólnego z baśniami w książce.
|
O tym wydaniu nikt już nie pamięta, więc w zasadzie istnieją dwa względnie dostępne polskie przekłady "Riqueta":
1. Frant z Czubkiem, tłum. Hanna
Januszewska, po raz pierwszy opublikowany w zbiorze Bajki Babci Gąski z
1961 r.; baśnie z tego zbioru były wznawiane dziesięć razy przez różne
wydawnictwa w latach 1993–2003. (UWAGA: Januszewska wykonała również adaptację
baśni Perraulta, które były wydawane pojedynczo lub w zbiorach około 40 razy w
latach 1968–2012; teksty same w sobie są znakomicie napisane, ale trudno na ich
podstawie wysnuwać jakiekolwiek wnioski o pisarstwie Perraulta).
2. Firek z czubkiem, tłum. Barbara
Grzegorzewska, wyd. w zbiorze Baśnie, czyli opowieści z dawnych czasów
(Martel 2010) oraz Kot w butach i inne baśnie (Buchmann 2013).
Adaptacji jest znacznie więcej, chociaż stanowczo mniej niż w przypadku innych baśni Perraulta.
|
Tutaj całkiem przyjemna adaptacja Agnieszki Rylukowskiej z ilustracjami Cesarego Colombiego (1993).
|
|
Jak widać, książę wypiękniał naprawdę.
|
"Ricdin-Ricdon" pozostaje nieprzetłumaczony na polski (zresztą uczciwie powiem, że jest to jedna z bardziej męczących baśni Lhéritier i mogłaby być interesująca tylko dla fanatyków tematu). Za to baśń Bernard niedawno doczekała się polskiego przekładu i jako "Ryś-Czubatek" weszła do antologii "Wróżki w salonach", o której pisałam w poprzednim poście (tłum. Aleksander Wit Labuda).
Jeśli chodzi o baśnie Leprince de Beaumont, to pochodzą one ze zbioru dydaktycznych dialogów "Magasin des enfants", które już w 1768 r. (zaledwie dwanaście lat po wydaniu oryginalnym!) przełożył na polski ks. Eustachy Dębicki. Same baśnie, bez dialogowej otoczki, ukazały się jeszcze w 1879 r. w "Czarodziejskich baśniach dla młodego wieku" w przekładzie Karoliny Gościmskiej. Od tamtej pory pozostały w otchłani zapomnienia - z chwalebnym wyjątkiem "Pięknej i Bestii", która pozostaje jedną z najsłynniejszych baśni i przyćmiewa popularnością "Riqueta".