poniedziałek, 28 września 2020

Diamenty i ropuchy, czyli „Wróżki” – Czego nie napisał Charles Perrault cz. 5

 

„Diamonds and Toads” to tytuł, pod którym w świecie anglojęzycznym funkcjonuje fabuła wykorzystana przez Perraulta we „Wróżkach”. Trzeba przyznać, że jest znacznie bardziej obrazowy niż tytuł francuski. Od razu wprowadza wyrazistą dychotomię, na której zbudowana jest baśń, i mówi czytelnikowi, co się będzie działo: z niewieścich ust będą się gęsto sypały klejnoty albo płazy.

 

Winieta w rękopisie z 1695 r. (źródło)

 

Udana inicjacja

 

Mimo że „Wróżki” dosyć chętnie wykorzystuje się je jako lekturę szkolną, należą do mniej znanych baśni Perraulta,. Może wynika to stąd, że nie ma w nich wyrazistej głównej postaci, żadnego Czerwonego Kapturka ani Kopciuszka, którego przydomek łatwo zapamiętać. Sam schemat fabularny jest jednak nadzwyczaj rozpowszechniony zarówno w baśniach literackich, jak i w bajkach ludowych. Prosta konstrukcja z łatwością nagina się do dowolnej treści i każdego kontekstu.

 

Historia mówi o dwóch siostrach, które – jak to w baśniach często bywa – bardzo się od siebie różnią. Jedna (zazwyczaj – znów jak to w baśniach bywa – młodsza) jest ucieleśnieniem wszystkich najlepszych cech, a druga – wszystkich najgorszych. Pozytywna bohaterka ma jak zwykle pod górkę, ponieważ pomiata nią wyrodna matka albo zawistna macocha.

 

Nadchodzi jednak dzień próby i sądu. Bohaterka opuszcza rodzinny dom: zostaje wygnana, idzie szukać pracy, nienawistna matka posyła ją po wodę albo poziomki w środku zimy. Trafia następnie do lasu, na dno studni, nad urokliwe źródełko albo w inne okoliczności przyrody, doskonałe jako miejsce inicjacji. Tam spotyka jakąś nadprzyrodzoną istotę. U Perraulta jest to wróżka w przebraniu staruszki, u Grimmów a to trzech karzełków, a to Pani Hölle (w dawniejszym przekładzie Pani Zima), zaś w pewnej bajce ukraińskiej – koński łeb. Podobną rolę odgrywać może dwanaście miesięcy, trzy potworne głowy wyłaniające się ze stawu, sam Bóg w asyście aniołów albo, przeciwnie, diabeł.

 

Ilustracja Arthura Rackhama do The Three Heads in the Well (źródło)

 

 Logika baśni nakazuje, by dziewczyna wykazała się teraz jakąś pożądaną cechą. Może zademonstrować miłosierdzie i hojność, i podzielić się jedzeniem. Może pokazać, jaka jest pracowita, jeśli popisowo posprząta siedzibę nowego znajomego (casus końskiego łba). Jeśli ma do czynienia z diabłem, który prosi ją do tańca, musi mieć dość sprytu, by wystarczająco długo odwlekać pląsy. Najlepiej zrobi, jeśli najpierw zażąda czegoś do jedzenia, potem czegoś do picia, potem światła, potem spódnicy, potem koszuli, potem fartuszka, potem pończoch, potem bucików, potem korali – aż w końcu zapieje kur, a demon, zziajany od noszenia całego tego kramu, będzie musiał zmykać z powrotem do piekła.

 

W przypadkach mniej złowrogich bohaterka udowadnia swoją uczynność i uprzejmość, spełniając prośbę napotkanej istoty. W wielu bajkach ludowych otrząsa jabłka z przeciążonego drzewa albo naprawia rozwalony piec. W baśni Le tre fate Basilego musi... poiskać tytułowe trzy wróżki, a znalezione wszy i pchły pieszczotliwe nazwać perełkami i granatami. U Perraulta jest znacznie czyściej: bohaterka pomaga wróżce napić się wody zaczerpniętej ze źródła.

Dowiódłszy swojej wartości, dobra córka zostaje sowicie nagrodzona złotem, klejnotami i kwiatami, które odtąd będą sypały się z jej ust, gdy przemówi, oczu, gdy zapłacze, włosów, gdy się będzie czesać, albo skóry, gdy się umyje. Po powrocie do domu budzi zazdrość matki, która chce takich samych darów dla drugiej, ulubionej córki i dlatego ją również wysyła w drogę.

Ilustracja Elżbiety Gaudasińskiej (Bajki Babci Gąski, 1993)

 

Nieudane naśladownictwo

Oczywiście z góry wiadomo, że nic z tego nie będzie. Druga córka to radykalne przeciwieństwo ideału, który w zestawieniu z nią lśni jeszcze jaśniejszym blaskiem. Dziewczyna na każdym kroku ukazuje swoją gnuśność, nieżyczliwość, samolubstwo i po prostu głupotę, bo nie potrafi nawet wyciągnąć wniosków z tego, co przytrafiło się siostrze. Jest nastawiona wyłącznie na nagrodę, ale nie rozumie mechanizmu wzajemności, który pozwala ją uzyskać. Skazana jest na nieudane naśladownictwo.

 

Skutki nieudanego naśladownictwa wg Cesarego Colombiego (Perrault. Najpiękniejsze baśnie, najwięksi bajkopisarze, 1992)

 Skutek jest łatwy do przewidzenia: podczas gdy ciało pozytywnej bohaterki stało się źródłem piękna i bogactwa, ciało jej złej siostry staje się siedliskiem wszelkiego plugastwa (albo po prostu skręca kark przy tańcu z diabłem). U Perraulta z ust nieszczęśnicy sypią się ropuchy i węże, co stanowi całkiem eleganckie i minimalistyczne rozwiązanie. Czterdzieści lat później Gabrielle-Suzanne de Villeneuve nie była tak powściągliwa i napisała liczące 240 stron „Najady” (Les Naïades), mnożąc próby, przed którymi stają dobra i zła bohaterka; dość powiedzieć, że pod koniec ta zła jest prawdziwym maszkaronem z zupełnie dosłownym bagnem na głowie. Bracia Grimm złą siostrę oblali po prostu smołą. Basile, jak to Basile, pisze, że na czole wyrosło jej ośle jądro. Kiedy w pruderyjnym XIX wieku niejaki Charles Deulin przytaczał ten szczegół w swoim studium o baśniach Perraulta, pozostawił go w oryginale (bez tłumaczenia na francuski) i w dodatku stwierdził, że chodzi pewnie o storczyk męski

 

To właśnie on, filuterny Orchis mascula (źródło)

 

Równie skandaliczny detal spotkać można w bajce ze świata islamu, a konkretnie jednego z jego odłamów – ismailizmu. Podczas obrzędu ku czci Fatimy kobiety we własnym gronie opowiadały sobie historię o dobrej siostrze, która bardzo uprzejmie poiskała czarownicę i nie próbowała jej okraść z klejnotów, za co została nagrodzona księżycem na czole i gwiazdą na brodzie, oraz o siostrze złej, która wszystko zrobiła na opak, przez co na czole wyrósł jej ośli penis, a na brodzie wąż. Margaret A. Mills, która opisała tę opowieść i towarzyszący jej rytuał, stwierdziła, że chodzi w niej o naukę lojalności wobec innych kobiet. Ponieważ zła siostra dręczy bohaterkę i obraża czarownicę, zostaje naznaczona męskimi atrybutami i wyrzucona poza kobiecą społeczność.

 

Podczas gdy zła córka prędzej czy później ginie marnie, dobra dzielnie gospodarzy i często zdobywa księcia za męża. Czasem prześladowczynie zatruwają jej życie jeszcze po ślubie. Wtedy baśń ma drugi akt: macocha podstępnie zabija w nim bohaterkę (ewentualnie przemienia ją w zwierzę), a na jej miejsce podstawia swoją szpetną córkę, która jednak nie jest w stanie symulować kwiatów sypiących się z ust i innych cudownych zjawisk. Po różnych perypetiach prawdziwa żona powraca, choćby i zza grobu, oszustki zaś zostają zdemaskowane i surowo ukarane. Co ciekawe, ten drugi akt może również występować osobno, przez co w międzynarodowym indeksie bajek ludowych Aarnego-Thompsona-Uthera został zaklasyfikowany jako zupełnie inny typ baśni.

 

Czary elokwencji

 

Na takie komplikacje Perrault pozwolił sobie jednak tylko w „Śpiącej królewnie”. Jego „Wróżki” to kwintesencja prostoty: dwie rodzone siostry, jedna podobna do dobrego ojca, druga do złej matki; pierwsza pomaga się napić staruszce, druga nie pomaga wielkiej damie; z ust pierwszej sypią się kwiaty i klejnoty, druga pluje ropuchami i wężami; pierwsza zostaje wprawdzie wygnana z domu, ale jej niezwykły dar („cenniejszy niż jakikolwiek posag” – pisze Perrault) zyskuje uznanie księcia, który bierze ją za żonę; druga, znienawidzona nawet przez własną matkę, ginie w leśnych ostępach.

 

Morały są dwa: słodkimi słówkami łatwiej wpływać na ludzi niż pieniędzmi (książę chyba akurat o tym nie słyszał), a uprzejmość i życzliwość, chociaż na krótką metę mogą być kłopotliwe, prędzej czy później się opłacą. Również ta baśń Perraulta wpisuje się więc w kontekst dworsko-salonowej kultury konwersacji, w której liczyło się, czy ktoś umie znaleźć się w towarzystwie, a przede wszystkim – mówić zajmująco i ujmująco.

 

Ten sam morał, wyrażony jeszcze dobitniej (żeby nie powiedzieć – łopatologicznie), znajdziemy w baśni napisanej przez krewniaczkę Perraulta (zapewne córkę jego siostry ciotecznej). Nazywała się Marie-Jeanne Lhéritier de Villandon, była erudytką, teoretyczką literatury i tzw. obrończynią dam, na każdym kroku głosiła bowiem, że kobiety nie ustępują mężczyznom ani intelektualnie, ani moralnie. Dużo pisała, znała się z literackimi szychami swoich czasów i zyskała sobie uznanie również w kręgach naukowych. W 1695 roku ukazała się jej baśń o dość rozwlekłym tytule „Czary elokwencji, albo Skutki łagodności” (Les Enchantements de l’éloquence ou les Effets de la douceur), oparta na podobnym pomyśle co „Wróżki” – możliwe nawet, że Perrault i Lhéritier pisali swoje baśnie równocześnie w ramach literackiej zabawy. Tam jednak, gdzie Perrault dąży do maksymalnej zwięzłości i prostoty, Lhéritier wydłuża akcję, snuje refleksje i żartuje sobie z czytelnikiem.

Nade wszystko zaś pilnuje, by nikt nie miał wątpliwości co do alegorycznego sensu baśni: jej wróżka nazywa się Eloquentia nativa. „Imię to wyda się niektórym dziwaczne jak język grecki; ty jednak, miła księżno [mowa tu o księżnej d’Épernon, której dedykowana jest baśń], wiesz doskonale, że jest bardzo łacińskie; mniejsza jednak o grekę i łacinę, właśnie tak osobliwie zwała się ta wróżka i nic w tym dziwnego: wszystkie wróżki zawsze nosiły ekscentryczne imiona” – kryguje się Lhéritier. Z ust jej bohaterki pada moneta za każdym razem, gdy skończy myśl, mądra Blanche zaczyna więc mówić krótkimi zdaniami. Lhéritier żałowała na pewno, że jej własna elokwencja nie przynosiła równie prędkiego i obfitego zarobku.

 

Imię wróżki nie jest chyba dziwniejsze niż ta alegoria Elokwencji - Merkurego Albrechta Durera (źródło)


Przeróbmy to dla dzieci

Pouczenia o sztuce konwersacji i umiejętności znalezienia się w towarzystwie nie bardzo jednak się mieszczą w programie edukacji dzieci XXI wieku.  Trudno się więc dziwić, że niezliczone adaptacje wolą akcentować takie wartości jak uczynność i pracowitość. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o tym, co dzieje się z Perraultowskimi morałami w polskich tłumaczeniach i adaptacjach „Wróżek” (i nie tylko), zapraszam do mojego artykułu opublikowanego w czasopiśmie „Dzieciństwo. Literatura i Kultura” [TUTAJ].

Morał to zresztą niejedyna rzecz, w której adaptacje nie zgadzają się z Perraultem – można wymienić jeszcze co najmniej dwie inne.

Pierwsza to relacje rodzinne. U Perraulta, jak już wspomniałam, mamy do czynienia z rodzonymi siostrami, córkami jednej matki. Większość adaptacji zmienia konfigurację na „macocha i jej córka + pomiatana, osierocona pasierbica” – może autorom nie mieści się w głowie, że matka naprawdę mogłaby być tak niedobra dla własnego dziecka. Co ciekawe, w pierwszej, rękopiśmiennej wersji „Wróżek” Perraulta również występowała macocha. Dopiero w późniejszym o dwa lata wydaniu drukiem zmieniła się w matkę. Dlaczego? To akurat łatwo wyjaśnić: w rękopisie „Wróżki” były ostatnią baśnią, natomiast w wydaniu drukiem zaraz po nich Perrault dodał „Kopciuszka”, który zaczyna się od... złej macochy i pomiatanej pasierbicy. Zmiana we „Wróżkach” wynikała więc zapewne z chęci uniknięcia powtórzenia.

Druga sprawa wynika z jednej z wielu tajemnic, nad którymi łamią sobie głowę badacze Perraulta: dlaczego baśń nazywa się „Wróżki”, skoro występuje w niej tylko jedna wróżka, tyle że raz przebiera się za ubogą kobiecinę, a raz za zamożną damę? Czy pisarz zasugerował się baśnią Lhéritier, w którym wróżki są rzeczywiście dwie – dobra Dulcicule i jeszcze lepsza Eloquentia nativa? Czy też podświadomie odreagował traumę spowodowaną śmiercią brata bliźniaka we wczesnym dzieciństwie (tak twierdził Marc Soriano)? Czy po prostu miał na myśli to, że wszystkie wróżki działają tak samo jak ta w baśni?

Adaptatorki znalazły na to rozwiązanie bardzo proste rozwiązanie: wystarczy rozmnożyć wróżki w samej baśni. Hanna Januszewska, a w ślad za nią Halina Kozioł, Patrycja Jabłońska, Milena Kusztelska i Agnieszka Sobich, dodają chmary wróżek, które obserwują ludzkość z zarośli, szepcząc i podśpiewując, po czym wysyłają swoją przedstawicielkę, żeby poddała dziewczęta próbie. Trudno powiedzieć, czy takie zaludnienie leśnych ostępów dobrymi duszkami to powrót do pogańskich wierzeń, czy sentymentalnych dziewiętnastowiecznych książeczek angielskich o kolorowych kwiatowych elfikach, na które tak narzekał Tolkien.

 

Smrodek dydaktyczny

Nie wszystkim podoba się perfekcyjnie symetryczna i par excellence baśniowa fabuła „Wróżek”. Grażyna Lasoń-Kochańska (która bada literaturę dziecięcą w perspektywie feministycznej) stwierdza z dezaprobatą: „Prościutka fabuła, oparta na motywie nagrodzonej za uczynność pasierbicy (której z ust wysypują się perły) i ukaranej za arogancję córki wdowy (z której ust padają żaby), sprowadzona zostaje do trywialnej płaszczyzny moralizatorskiej, wzmocnionej, jak wszystkie opowieści w tomiku, wierszowanym morałem. Ten właśnie anachroniczny rodzaj baśni, choć trudno dziś traktować go jako opowieść o rozwoju, wszedł do podręcznikowego kanonu lektur szkolnych, nadal rozpowszechniając w dziecięcej świadomości sposoby, w jakie kultura radzi sobie z »niegrzeczną« dziewczynką”.

Pomińmy kwestię tego, czy Lasoń-Kochańska czytała baśń Perraulta, czy jednak jakąś adaptację, skoro mówi o „pasierbicy”; tematem na zupełnie inną dyskusję jest również to, czy baśń musi być opowieścią o rozwoju. I chociaż nie przepadam za szkolnym omawianiem „Wróżek”, które z konieczności bywa na pewno upraszczające, to myślę, że dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek powinniśmy się zastanowić, czy życzliwość, obycie i umiejętność wysłowienia się – a nawet takie żenujące moralizatorskie banały jak uczynność i pracowitość – są rzeczywiście takim szkodliwym gorsetem, jak się czasami wydaje. Bez względu na płeć.

 

----

Podobnie jak w przypadku kilku innych baśni Perraulta, również Les Fées mają dwie wersje: rękopiśmienną z 1695 roku i wydaną drukiem w 1697 roku. Istnieją dwa polskie przekłady tego tekstu:

 

1. Wróżki, tłum. Hanna Januszewska, po raz pierwszy opublikowany w zbiorze Bajki Babci Gąski z 1961 r.; baśnie z tego zbioru były wznawiane dziesięć razy przez różne wydawnictwa w latach 1993–2003. (UWAGA: Januszewska wykonała również adaptację baśni Perraulta, które były wydawane pojedynczo lub w zbiorach około 40 razy w latach 1968–2012; teksty same w sobie są znakomicie napisane, ale trudno na ich podstawie wysnuwać jakiekolwiek wnioski o pisarstwie Perraulta).

2. Wróżki, tłum. Barbara Grzegorzewska, wyd. w zbiorze Baśnie, czyli opowieści z dawnych czasów (Martel 2010) oraz Kot w butach i inne baśnie (Buchmann 2013).


Wspomniana w tekście adaptacja Kusztelskiej to Bajki wydane przez Oficynę Wydawniczą G&P dwukrotnie, w 2009 i 2012 roku.

Adaptacja Haliny Kozioł wydawana była wielokrotnie przez wydawnictwo Zielona Sowa, głównie w pierwszej dekadzie XXI wieku. Również Zielona Sowa opublikowała w okolicach roku 2010 kilka wydań baśni w adaptacji Agnieszki Sobich.

Adaptację Patrycji Jabłońskiej znaleźć można w wydaniach typu „lektura z opracowaniem” wydawnictwa Greg (na pewno wyszło w 2017 r., być może było ich więcej).

Cytat z artykułu Grażyny Lasoń-Kochańskiej pochodzi z tekstu Baśniowe wątki inicjacyjne w perspektywie badań genderowych, „Literatura Ludowa” t. 54, nr 3, 2010.

Wynurzenia Charles’a Deulina o testicolo d’aseno jako męskim storczyku znaleźć można w jego rozprawie Les contes de ma mère l’Oye, avant Perrault z 1878 r. Mimo tego zabawnego szczegółu jest to pionierska i jeszcze dziś wartościowa praca o baśniach Perraulta.

Informację o baśni ismailickiej zaczerpnęłam z artykułu Margaret A. Mills A Cinderella Variant in the Context of a Muslim Women’s Ritual, przedrukowanego w zbiorze Cinderella. A Casebook pod redakcją Alana Dundesa (1988).


Baśnie Lhéritier, Basilego i de Villeneuve nie były tłumaczone na polski.

Baśnie realizujące wątki podobne do „Wróżek” znaleźć można w praktycznie każdym zbiorze baśni z każdego kraju, tu więc podaję tylko kilka przykładów, do których odniosłam się powyżej:


-Trzy leśne trolle i Pani Hölle braci Grimm. Najlepsze pojęcie o oryginale daje przekład Elizy Pieciul-Karmińskiej: Baśnie dla dzieci i dla domu, 2 tomy, Media Rodzina 2010 (prawdopodobnie były też inne wydania tego tłumaczenia, ale to jest to, które mam ja).

-Baśń o dziewicy z perłowemi łezkami, z niewiędnącemi różami, i ze złotemi rybkami Antoniego Józefa Glińskiego (1853). Znaleźć ją można w trzecim tomie jego wielkiego (i trochę męczącego) Bajarza polskiego. To tutaj dziewczęta poddawane są próbie przez samego Boga.

-The Three Heads in the Well Josepha Jacobsa, English Fairy Tales (1890) – Można przeczytać na Wikiźródłach.

-Koński łeb występuje w bajce ukraińskiej o dość nudnym tytule Córka i pasierbica (Na przełęczy światów. 150 ukraińskich baśni, gadek, humoresek i podań ludowych, oprac. Jan Mirosław Kasjan, 1994).

-etykę pracy wysławia np. ta węgierska animacja: 


-Polskich opracowań wątku diabła proszącego do tańca jest od groma, ale najstarszy jest chyba Diabli tanek Karola Balińskiego (1842, Powieści ludu spisane z podań).

środa, 8 stycznia 2020

Fake it till you make it, czyli „Kot w butach” – Czego nie napisał Charles Perrault cz. 4



Podczas gdy przygody Czerwonego Kapturka albo śpiącej królewny potrafiłby z grubsza opowiedzieć prawie każdy, historia kota w butach nie jest już tak powszechnie znana – i to mimo ogromnej popularności samego bohatera. Trzeba przyznać Perraultowi, że zakładając kotu buty, przy pomocy tego jednego rekwizytu stworzył postać niezwykle zapadającą w pamięć i przesłaniającą wcześniejsze realizacje motywu kociego pomocnika.

Bo oczywiście takowe istniały.

Winieta w rękopisie baśni z 1695 r.

Jak wyleczyć się ze świerzbu i zostać królem

Pomińmy wersje ludowe, zapisane długo po czasach Perraulta i mówiące częściej o lisach niż o kotach, i zacznijmy od niejakiego Gianfrancesco Straparoli, o którym nie wiadomo prawie nic oprócz tego, że w połowie XVI wieku wydał zbiór nowel i baśni zatytułowany Le Piacevoli notti

Zawiera on między innymi opowieść o młodzieńcu zwanym Costantino Fortunato, któremu matka na łożu śmierci zostawia kotkę. Jego starsi bracia dostają naczynia do wyrabiania ciasta, które wypożyczają i dzięki temu sami mają co jeść, ale – jak przystało na braci w baśni – bohaterowi nie dają ani kęska.

Na ratunek przychodzi kotka, wcielenie matczynej troskliwości (co ciekawe, matka trzech braci nazywa się Soriana, a słowem soriano określano podobno pręgowane koty). Łapie z zasadzki zająca, zanosi go do króla i przedstawia jako dar od swojego potężnego i szczodrego pana. Zaproszona do królewskiego stołu, ukradkiem napełnia sakwę frykasami i z tym łupem wraca do Costantina. Ponieważ nieszczęsny młodzieniec choruje na świerzb, wylizuje go dokładnie i czesze, tak że w parę dni jest wyleczony; przez cały ten czas odwiedza również króla i zdobyczami z jego stołu karmi Costantina.

Taki układ nie może jednak trwać długo, kotka decyduje się więc na radykalny krok: rozbiera swego pana i spycha go do rzeki, po czym głośno wzywa pomocy. Kiedy zjawia się król, mówi mu, że Costantino akurat jechał do niego z klejnotami, które chciał mu podarować, ale zbójcy okradli go i probowali utopić. Król, „widząc, że Costantino jest piękny, i wiedząc, że jest bogaty”, natychmiast wydaje za niego swoją córkę i z okazałym orszakiem wyprawia ich do siedziby pana młodego – która oczywiście nie istnieje, ale troskliwa kotka i na to znajduje sposób.

Biegnie przed orszakiem i wszystkich napotkanych ludzi – rycerzy, pasterzt a wreszcie strażników zamku – straszy, że za nią nadciąga straszliwe wojsko, które ich pozabija, chyba że będą podawali się za poddanych messer Costantina. Tak też się dzieje; i tym sposobem ziemie i zamek stają się rzeczywiście własnością bohatera, ponieważ ich prawdziwy pan, dostojny Valentino, szczęśliwym zbiegiem okoliczności zmarł, kiedy jechał po swoją nowo poślubioną żonę. Niedługo potem umiera również król, a tron dziedziczy jego zięć. Co się stało z kotką – o tym historia milczy.

Kotka przynosi Costantinowi jedzenie z królewskiego stołu w wydaniu z 1608 r.


Czarna niewdzięczność

Podobny wątek pojawia się również w Pentameronie Giambattisty Basilego (który pojawił się już tutaj przy okazji Śpiącej królewny), tyle że morał jest zupełnie inny.

W baśni Cagliuso starszy z braci, Oraziello, z woli ojca dziedziczy sito, które umożliwia mu zarobek, a młodszy Pippo – kotkę. Znosi ona królowi złowione ryby i zwierzynę podebraną myśliwym, przedstawiając je jako dary od swego pana – Cagliuso. Sprytnie wyłudza od władcy szaty, dzięki którym młodzieniec może zjawić się na królewskiej uczcie. Zamiast jednak brylować i dobrze się bawić, Pippo-Cagliuso bez przerwy gada do kotki, żeby pilnowała dobrze jego łachmanów, bo nie chciałby ich stracić. Kotka musi dwoić się i troić, żeby pokryć jego głupotę i nieokrzesanie.

Po skończonej uczcie Cagliuso wraca do domu, ale jego pomocnica zostaje przy królu i opowiada mu niestworzone historie o bogactwach swego pana. Potem dopiero się oddala, a ponieważ wie, że król wysłał za nią swoich szpiegów, wszystkim napotkanym ludziom rozkazuje, aby podawali się za poddanych Cagliusa, bo inaczej napadną ich bandyci. Król dostaje dowód na bogactwo Cagliusa i rychło wydaje za niego swoją córkę. Młoda para wyprowadza się do Lombardii, gdzie bohater za radą kotki zdążył już kupić trochę ziemi i zostać baronem.

Cagliuso dziękuje kotce wylewnie i obiecuje jej, że po jej śmierci zabalsamuje ją i umieści w swojej sypialni w złotej klatce, żeby zawsze o niej pamiętać. Kiedy jednak kotka, chcąc go sprawdzić, udaje martwą, bohater mówi żonie, żeby wyrzuciła truchło przez okno. Kotka zrywa się, oburzona, i wygłasza płomienną tyradę przeciwko niewdzięczności. O ile więc baśń Straparoli mówiła o nadzwyczajnych odmianach losu, które z biedaków robią królów, o tyle Basile przedstawia te odmiany jako niebezpieczne dla otoczenia, kończąc historię słowami: niech Bóg cię strzeże przed zubożałym bogaczem i wzbogaconym nędzarzem.

Trza być w butach na królewskim dworze

Il. Gustave Doré
Baśń Charles’a Perraulta – czwarta w jego zbiorze z 1697 r. – w ogólnym zarysie bardzo przypomina tekst Straparoli, ale im bliżej się w nią wczytać, tym więcej dostrzega się różnic, a ironia francuskiego baśniopisarza aż bije po oczach.

Zaczyna się już od samego tytułu: Le Maître Chat, ou le chat botté – „Pan Kot, czyli kot w butach”. W przeciwieństwie do wcześniejszych włoskich baśni w centrum uwagi znajduje się właśnie sprytny pomocnik, a nie jego miałki i bierny pan. Inna jest oczywiście również płeć pomocnika, najbardziej uderzającym dodatkiem są jednak buty, i to nie byle jakie: wysokie buty, jakie niegdyś nosili tylko szlachcice wyruszający na wojnę. Kot w takich butach to uzurpator, który bezprawnie przywłaszcza sobie zewnętrzne oznaki prestiżu i wysokiej pozycji społecznej.

Perrault umiejscawia akcję w rodzinie zmarłego młynarza. Jego synowie dzielą majątek bez pomocy notariusza czy pełnomocnika, których honorarium pochłonęłoby całą schedę (jak widać, żarty z prawników są bardzo stare): najstarszy bierze młyn, średni osła, a najmłodszy kota, który nadaje się tylko do szybkiego zjedzenia i przerobienia na mufkę. W obliczu takich smutnych perspektyw kot natychmiast zaczyna mówić i obiecuje młynarczykowi pomoc pod warunkiem, że dostanie buty i torbę.

Należycie wyekwipowany, podstępnie łapie królika „nieświadomego zdradliwości tego świata” i zanosi go królowi jako dar od markiza de Carabas. Urabia władcę tym sposobem przez dwa czy trzy miesiące, po czym zabiera swojego pana nad rzekę, każe mu się rozebrać i wejść do wody. Kiedy nadjeżdża królewski powóz, kot wrzeszczy, że markiz de Carabas tonie, a następnie sprzedaje władcy bajeczkę o złodziejach markizowskich szat. Król daje młynarczykowi ubranie z własnej garderoby i zaprasza go do powozu, gdzie piękny młodzian zaraz wpada w oko królewnie (zwłaszcza że sam popatruje na nią bardzo czule).

Rzadki przykład ilustracji sugerującej, że królewna zainteresowała się młynarczykiem, jeszcze zanim założył królewskie szaty (il. Anna Vlasova).

Tymczasem kot biegnie przed powozem i wszystkim napotkanym ludziom grozi, że jeśli nie podadzą się za poddanych Carabasa, zostaną „posiekani jak mięso na pasztet”. Król bardzo się dziwi rozegłości i bogactwu ziem domniemanego markiza, który sam zaczyna wchodzić w rolę i wychwalać swoje łąki.

Rzeczywistym panem całej okolicy jest ogre – olbrzym-ludożerca, w dodatku zmiennokształtny. Kot wprasza się do niego na audiencję, przy pomocy umiejętnych pochlebstw skłania go do przemiany w myszkę, po czym go bez ceregieli pożera. Rzekomy markiz przejmuje osierocone włości, a król podpija sobie tęgo na uczcie i ochoczo oddaje mu córkę za żonę. Kot zostaje wielkim panem i łowi myszy już tylko dla zabawy – wywyższenie młynarczyka było dla niego przede wszystkim sposobem na osiągnięcie własnego awansu społecznego.

Skok na mysz, a wraz z nią na kasę (il. Janusz Grabiański)


Ech, ci sprytni parweniusze

Perrault nie byłby Perraultem, gdyby nie zakończył baśni morałem, a nawet dwoma. W pierwszym twierdzi, że więcej niż odziedziczone bogactwo warte są industrie i savoir-faire, co można tłumaczyć albo jako „pracowitość i inteligencja”, albo „szelmostwo i zręczność”. Opcja pierwsza jest bardziej budująca, ale druga lepiej chyba pasuje do treści baśni...

Ten pierwszy morał w sposób oczywisty nawiązuje do postaci ruchliwego i sprytnego kota w butach, a nie młynarczyka, który w całej fabule nie kiwnął nawet palcem. O nim opowiada drugi morał, w którym czytamy, że małżeństwo królewny z młynarczykiem było możliwe między innymi dzięki jego pięknym szatom (użyczonym przez króla), urodzie i młodości. Oto są wartości, jakie ceni się w mężczyznach, nie jakaś tam przedsiębiorczość, odwaga czy nawet dobre serce.

Trudno nie zauważyć kpinki z baśniowego świata i jego etyki, dla której liczy się tylko to, by słaby i poszkodowany bohater odniósł na koniec triumf. Perrault żartobliwie odnosi te treści do współczesnej mu rzeczywistości społecznej, zbudowanej na różnicach między różnymi stanami. Pewne jest jedno: kot w butach, sprytny oszust i czarujący trickster, buduje tak kunsztowny pozór bogactwa swego pana, że wreszcie bogactwo to staje się faktem. Za króliki, przepiórki i pół tuzina szklanic wina król obdarza Carabasa wszystkim, co ten – jak mu się zdawało – już posiadał. Ryzykowny to portret władcy w epoce Ludwika XIV...

Ale to przecież nieładnie kłamać

Współcześnie baśnie są dla dzieci, a dzieci trzeba uczyć przyjętych norm moralnych i społecznych. Tymczasem kot w butach jako trickster te normy podważa. Baśń ta nie budzi może takiej zgrozy i odrazy jak krwawy Sinobrody, ale jednak nie wszystkim się podoba, stąd też w adaptacjach kotu nieraz spiłowuje się nieco pazurki (np. usuwając groźbę „posiekania na pasztet”), zmiennokształtnemu ludojadowi dorabia się jeszcze straszniejszą gębę, a młynarczyka doprawia się szczyptą uczciwości i heroizmu. I tak w anonimowym Mądrym kocie (I wyd. 1893) pojawia się straszny „Kościej, który już wielu ludzi pozamieniał w zwierzęta” i „z samym królem wojował”, w związku z czym zwyciężając go, kot nie występuje bynajmniej przeciwko ustalonej hierarchii, lecz właśnie dopomaga prawowitej władzy zwierzchniej w osobie monarchy. 

Anonimowa ilustracja do "Mądrego kota"1893

O ile u Perraulta ogre jest bezprzymiotnikowy, u Hanny Januszewskiej (I wyd. 1971) występuje „bardzo okrutny czarownik”, a u Anny Matusik (I wyd. 2013) „straszny i niezwykle próżny czarownik-olbrzym”. Marzena Kwietniewska-Talarczyk (I wyd. 2013) pisze o czarowniku Gulgocie-Bulgocie, który więzi młodzieńców i dziewczyny, a ich steranych rodziców zmusza do pracy w polu. Ewa Szelburg-Zarembina (I wyd. 1954) wprowadza na scenę obszarnika wyzyskującego klasę chłopską („Są tu ludzie, co stracili siły na robocie w służbie tego czarownika, który żył z ich pracy”). Niezawodnie rozwlekła adaptacja Mileny Kusztelskiej (I wyd. 2010) pojawia się hrabia, który nie dość, że jest okrutny i bezlitosny, to jeszcze jest wilkołakiem, para się czarami, podpisał pakt z diabłem, a na kolację jada żaby i węże. Pokonanie takiego potwora, bez względu na metody, musi jawić się jako akt szlachetności wobec uciskanych poddanych.


Na drugim biegunie mamy postać młynarczyka. U Perraulta jego bezpośrednia charakteryzacja ogranicza się do dwóch kluczowych cech:
1. jest najmłodszy z braci,
2. jest przystojny i dlatego zwraca uwagę księżniczki.

Ale już w Baśni o księciu na Gołoszyszkach Gołopiętskim i o jego kocie Antoniego Glińskiego (I wyd. 1853) czytamy, że młynarczyk był „łagodny, powolny, prawy, biednych na noc przyjmował, ubogim jałmużny dawał, wdowy i sieroty wspierał, słowem tak był hojny w datku, że często był w niedostatku. 

We wspomnianym już tekście XIX-wiecznym Jaś jest wiernym towarzyszem kota i jego serdecznym przyjacielem (ani by mu do głowy nie przyszło przerabiać go na mufkę!), a gdy przekonuje się, że z powodu niezdarności nie nadaje się do pracy w młynie, nie próżnuje, tylko planuje zaciągnąć się do wojska. Młynarczyk Januszewskiej dystansuje się od podstępnych metod działania kota, chociaż koniec końców na nich korzysta.

Zarówno w wersji z 1893, jak i w adaptacji Januszewskiej w zakończeniu pojawia się zapewnienie, że po ślubie z księżniczką młynarczyk był dobrym i sprawiedliwym władcą, a Kwietniewska-Talarczyk opisuje nawet wsparcie, jakiego bohater szlachetnie udziela swoim niedobrym braciom w obliczu plagi myszy.

Demonizacja czarownika i idealizacja młynarczyka usprawiedliwiają postępowanie kota. Jest on wprawdzie dalej tricksterem, ale w słusznej sprawie, dla dobra całej społeczności. Porządek i hierarchia nie zostają zaburzone ani zakwestionowane, lecz naprawione i odnowione.

Czasami jednak umoralnienie baśni idzie jeszcze dalej: prawy i szlachetny młynarczyk nie może znieść oszustw kota i przyznaje się do wszystkiego królowi i królewnie. Najjaskrawszym przykładem jest wspomniana już wersja Ewy Szelburg-Zarembiny, w której młynarczyk nie chce zająć miejsca czarownika-obszarnika:

Młynarczyk jako przodownik pracy (il. Władysław Krusiewicz)
Nie chcę w błąd wprowadzać ludzi, choćby i za złoto.
Dosyć ciebie już słuchałem, oszustw nie chcę więcej,
Zapracuję na nas obu. Patrz, mam silne ręce [...].

Dzięki szczerości i gotowości do pracy i tak zdobywa serce księżniczki, a skruszony kot nie zostaje żadnym wielkim panem, jak u Perraulta, tylko niańką:


Na dworze u dziadka-króla
kot w butach wnuczęta lula.
A że lubi zmyślać, gadać,
musi... bajki opowiadać!
W bajkach zmyślać to nie grzech,
a dzieciakom z tego śmiech.

Tak to talent kota do kłamstwa zostaje poskromiony i unieszkodliwiony.

Zamiast zakończenia

Lista imion i tytułów, jakie nadaje młynarczykowi kot w polskich przekładach, adaptacjach i renarracjach Kota w butach:

Jaśnie Wielmożny Pan Szaraban, markiz Karabasz, wielmożny pan Daraban, markiz Carrabas, markiz de Carabas, jaśnie wielmozny książę Jan Pomponian, markiz Jan Szaraban, markiz de Panpan, Jego Zamożność Pan Dukacki, książę Jan, markiz Karabiz, markiz Jan Marian Marcypan, markiz Karabas, hrabia von Karabas (!), baron Baraban, hrabia Michał z Michałowic – pan na Młynarzowie, baron de Taraban, pan Sobiepan, Jan Wspaniały.



----

Podobnie jak w przypadku kilku innych baśni Perraulta, również Le Maître Chat ma dwie wersje: rękopiśmienną z 1695 roku i wydaną drukiem w 1697 roku. Istnieją dwa polskie przekłady tego tekstu:

1. Imć Kot, czyli kot w butach, tłum. Hanna Januszewska, po raz pierwszy opublikowany w zbiorze Bajki Babci Gąski z 1961 r.; baśnie z tego zbioru były wznawiane dziesięć razy przez różne wydawnictwa w latach 1993–2003. (UWAGA: Januszewska wykonała również adaptację baśni Perraulta, które były wydawane pojedynczo lub w zbiorach około 40 razy w latach 1968–2012; teksty same w sobie są znakomicie napisane, ale trudno na ich podstawie wysnuwać jakiekolwiek wnioski o pisarstwie Perraulta; to o tym drugim, adaptowanym Kocie w butach wspominam wyżej).

2. Imćpan Kot, czyli kot w butach, czyli, tłum. Barbara Grzegorzewska, wyd. w zbiorze Baśnie, czyli opowieści z dawnych czasów (Martel 2010) oraz Kot w butach i inne baśnie (Buchmann 2013).

Wspomniana w tekście adaptacja Kusztelskiej to Bajki wydane przez Oficynę Wydawniczą G&P dwukrotnie, w 2009 i 2012 roku.

Adaptacja Anny Matusik została wydana przez wydawnictwo Olesiejuk w 2013 r., natomiast Marzena Kwietniewska-Talarczyk adaptowała baśnie dla Zielonej Sowy w latach 2013-2015.

Baśń o księciu na Gołoszyszkach Gołopiętskim i o jego kocie, prawdopodobnie wzorowana na rosyjskiej adaptacji baśni Perraulta, pojawia się w Bajarzu polskim Antoniego Glińskiego, zbiorze bardzo popularnym aż do przełomu XIX i XX wieku.

Anonimowy Mądry kot wydany został w 1893 r. i 1912 r. przez Gebethnera i Wolffa. Druga edycja jest dostępna na niezastąpionej Polonie. Niektóre pomysły w tej wersji Kota w butach zostały zapewne zaczerpnięte z tekstu Władysława Anczyca, który pojawił się w Trzech baśniach tego autora w 1878 r. (za informację dziękuję dr Monice Woźniak; sama do Trzech baśni nie dotarłam, jak gdyby rozpłynęły się w powietrzu w bibliotecznych kazamatach).

Kot w butach Ewy Szelburg-Zarembiny po raz pierwszy pojawiła się w zbiorze Kije-samobije i inne baśnie w 1954 r., w latach 1973-1989 był wydawany osobno 6 razy.





Ojciec-ludożerca i kurier śpiącej królewny, czyli „Paluszek” – Czego nie napisał Charles Perrault cz. 8

  Wraz z „Paluszkiem” – czy też, gdyby tłumaczyć dosłownie francuski tytuł, „Małym Kciuczkiem” – zbiór baśni przypisywanych Perraultowi zat...