„Diamonds and Toads” to tytuł, pod którym w świecie anglojęzycznym funkcjonuje fabuła wykorzystana przez Perraulta we „Wróżkach”. Trzeba przyznać, że jest znacznie bardziej obrazowy niż tytuł francuski. Od razu wprowadza wyrazistą dychotomię, na której zbudowana jest baśń, i mówi czytelnikowi, co się będzie działo: z niewieścich ust będą się gęsto sypały klejnoty albo płazy.
Winieta w rękopisie z 1695 r. (źródło) |
Udana inicjacja
Mimo że „Wróżki” dosyć chętnie wykorzystuje się je jako lekturę szkolną, należą do mniej znanych baśni Perraulta,. Może wynika to stąd, że nie ma w nich wyrazistej głównej postaci, żadnego Czerwonego Kapturka ani Kopciuszka, którego przydomek łatwo zapamiętać. Sam schemat fabularny jest jednak nadzwyczaj rozpowszechniony zarówno w baśniach literackich, jak i w bajkach ludowych. Prosta konstrukcja z łatwością nagina się do dowolnej treści i każdego kontekstu.
Historia mówi o dwóch siostrach, które – jak to w baśniach często bywa – bardzo się od siebie różnią. Jedna (zazwyczaj – znów jak to w baśniach bywa – młodsza) jest ucieleśnieniem wszystkich najlepszych cech, a druga – wszystkich najgorszych. Pozytywna bohaterka ma jak zwykle pod górkę, ponieważ pomiata nią wyrodna matka albo zawistna macocha.
Nadchodzi jednak dzień próby i sądu. Bohaterka opuszcza rodzinny dom: zostaje wygnana, idzie szukać pracy, nienawistna matka posyła ją po wodę albo poziomki w środku zimy. Trafia następnie do lasu, na dno studni, nad urokliwe źródełko albo w inne okoliczności przyrody, doskonałe jako miejsce inicjacji. Tam spotyka jakąś nadprzyrodzoną istotę. U Perraulta jest to wróżka w przebraniu staruszki, u Grimmów a to trzech karzełków, a to Pani Hölle (w dawniejszym przekładzie Pani Zima), zaś w pewnej bajce ukraińskiej – koński łeb. Podobną rolę odgrywać może dwanaście miesięcy, trzy potworne głowy wyłaniające się ze stawu, sam Bóg w asyście aniołów albo, przeciwnie, diabeł.
Ilustracja Arthura Rackhama do The Three Heads in the Well (źródło) |
Logika baśni nakazuje, by dziewczyna wykazała się teraz jakąś pożądaną cechą. Może zademonstrować miłosierdzie i hojność, i podzielić się jedzeniem. Może pokazać, jaka jest pracowita, jeśli popisowo posprząta siedzibę nowego znajomego (casus końskiego łba). Jeśli ma do czynienia z diabłem, który prosi ją do tańca, musi mieć dość sprytu, by wystarczająco długo odwlekać pląsy. Najlepiej zrobi, jeśli najpierw zażąda czegoś do jedzenia, potem czegoś do picia, potem światła, potem spódnicy, potem koszuli, potem fartuszka, potem pończoch, potem bucików, potem korali – aż w końcu zapieje kur, a demon, zziajany od noszenia całego tego kramu, będzie musiał zmykać z powrotem do piekła.
W przypadkach mniej złowrogich
bohaterka udowadnia swoją uczynność i uprzejmość, spełniając prośbę napotkanej
istoty. W wielu bajkach ludowych otrząsa jabłka z przeciążonego drzewa albo
naprawia rozwalony piec. W baśni Le tre
fate Basilego musi... poiskać tytułowe trzy wróżki, a znalezione wszy i
pchły pieszczotliwe nazwać perełkami i granatami. U Perraulta jest znacznie
czyściej: bohaterka pomaga wróżce napić się wody zaczerpniętej ze źródła.
Dowiódłszy swojej wartości, dobra córka zostaje sowicie nagrodzona złotem, klejnotami i kwiatami, które odtąd będą sypały się z jej ust, gdy przemówi, oczu, gdy zapłacze, włosów, gdy się będzie czesać, albo skóry, gdy się umyje. Po powrocie do domu budzi zazdrość matki, która chce takich samych darów dla drugiej, ulubionej córki i dlatego ją również wysyła w drogę.
Ilustracja Elżbiety Gaudasińskiej (Bajki Babci Gąski, 1993) |
Nieudane naśladownictwo
Oczywiście z góry wiadomo, że nic z tego nie będzie. Druga córka to radykalne przeciwieństwo ideału, który w zestawieniu z nią lśni jeszcze jaśniejszym blaskiem. Dziewczyna na każdym kroku ukazuje swoją gnuśność, nieżyczliwość, samolubstwo i po prostu głupotę, bo nie potrafi nawet wyciągnąć wniosków z tego, co przytrafiło się siostrze. Jest nastawiona wyłącznie na nagrodę, ale nie rozumie mechanizmu wzajemności, który pozwala ją uzyskać. Skazana jest na nieudane naśladownictwo.
Skutki nieudanego naśladownictwa wg Cesarego Colombiego (Perrault. Najpiękniejsze baśnie, najwięksi bajkopisarze, 1992) |
To właśnie on, filuterny Orchis mascula (źródło) |
Równie skandaliczny detal spotkać można w bajce ze świata islamu, a konkretnie jednego z jego odłamów – ismailizmu. Podczas obrzędu ku czci Fatimy kobiety we własnym gronie opowiadały sobie historię o dobrej siostrze, która bardzo uprzejmie poiskała czarownicę i nie próbowała jej okraść z klejnotów, za co została nagrodzona księżycem na czole i gwiazdą na brodzie, oraz o siostrze złej, która wszystko zrobiła na opak, przez co na czole wyrósł jej ośli penis, a na brodzie wąż. Margaret A. Mills, która opisała tę opowieść i towarzyszący jej rytuał, stwierdziła, że chodzi w niej o naukę lojalności wobec innych kobiet. Ponieważ zła siostra dręczy bohaterkę i obraża czarownicę, zostaje naznaczona męskimi atrybutami i wyrzucona poza kobiecą społeczność.
Podczas gdy zła córka prędzej czy później ginie marnie, dobra dzielnie gospodarzy i często zdobywa księcia za męża. Czasem prześladowczynie zatruwają jej życie jeszcze po ślubie. Wtedy baśń ma drugi akt: macocha podstępnie zabija w nim bohaterkę (ewentualnie przemienia ją w zwierzę), a na jej miejsce podstawia swoją szpetną córkę, która jednak nie jest w stanie symulować kwiatów sypiących się z ust i innych cudownych zjawisk. Po różnych perypetiach prawdziwa żona powraca, choćby i zza grobu, oszustki zaś zostają zdemaskowane i surowo ukarane. Co ciekawe, ten drugi akt może również występować osobno, przez co w międzynarodowym indeksie bajek ludowych Aarnego-Thompsona-Uthera został zaklasyfikowany jako zupełnie inny typ baśni.
Czary elokwencji
Na takie komplikacje Perrault pozwolił sobie jednak tylko w „Śpiącej królewnie”. Jego „Wróżki” to kwintesencja prostoty: dwie rodzone siostry, jedna podobna do dobrego ojca, druga do złej matki; pierwsza pomaga się napić staruszce, druga nie pomaga wielkiej damie; z ust pierwszej sypią się kwiaty i klejnoty, druga pluje ropuchami i wężami; pierwsza zostaje wprawdzie wygnana z domu, ale jej niezwykły dar („cenniejszy niż jakikolwiek posag” – pisze Perrault) zyskuje uznanie księcia, który bierze ją za żonę; druga, znienawidzona nawet przez własną matkę, ginie w leśnych ostępach.
Morały są dwa: słodkimi słówkami łatwiej wpływać na ludzi niż pieniędzmi (książę chyba akurat o tym nie słyszał), a uprzejmość i życzliwość, chociaż na krótką metę mogą być kłopotliwe, prędzej czy później się opłacą. Również ta baśń Perraulta wpisuje się więc w kontekst dworsko-salonowej kultury konwersacji, w której liczyło się, czy ktoś umie znaleźć się w towarzystwie, a przede wszystkim – mówić zajmująco i ujmująco.
Ten sam morał, wyrażony jeszcze dobitniej (żeby nie powiedzieć – łopatologicznie), znajdziemy w baśni napisanej przez krewniaczkę Perraulta (zapewne córkę jego siostry ciotecznej). Nazywała się Marie-Jeanne Lhéritier de Villandon, była erudytką, teoretyczką literatury i tzw. obrończynią dam, na każdym kroku głosiła bowiem, że kobiety nie ustępują mężczyznom ani intelektualnie, ani moralnie. Dużo pisała, znała się z literackimi szychami swoich czasów i zyskała sobie uznanie również w kręgach naukowych. W 1695 roku ukazała się jej baśń o dość rozwlekłym tytule „Czary elokwencji, albo Skutki łagodności” (Les Enchantements de l’éloquence ou les Effets de la douceur), oparta na podobnym pomyśle co „Wróżki” – możliwe nawet, że Perrault i Lhéritier pisali swoje baśnie równocześnie w ramach literackiej zabawy. Tam jednak, gdzie Perrault dąży do maksymalnej zwięzłości i prostoty, Lhéritier wydłuża akcję, snuje refleksje i żartuje sobie z czytelnikiem.
Nade wszystko zaś pilnuje, by nikt nie miał wątpliwości co do alegorycznego sensu baśni: jej wróżka nazywa się Eloquentia nativa. „Imię to wyda się niektórym dziwaczne jak język grecki; ty jednak, miła księżno [mowa tu o księżnej d’Épernon, której dedykowana jest baśń], wiesz doskonale, że jest bardzo łacińskie; mniejsza jednak o grekę i łacinę, właśnie tak osobliwie zwała się ta wróżka i nic w tym dziwnego: wszystkie wróżki zawsze nosiły ekscentryczne imiona” – kryguje się Lhéritier. Z ust jej bohaterki pada moneta za każdym razem, gdy skończy myśl, mądra Blanche zaczyna więc mówić krótkimi zdaniami. Lhéritier żałowała na pewno, że jej własna elokwencja nie przynosiła równie prędkiego i obfitego zarobku.
Imię wróżki nie jest chyba dziwniejsze niż ta alegoria Elokwencji - Merkurego Albrechta Durera (źródło) |
Przeróbmy to dla dzieci
Pouczenia o sztuce konwersacji i umiejętności znalezienia się w towarzystwie nie bardzo jednak się mieszczą w programie edukacji dzieci XXI wieku. Trudno się więc dziwić, że niezliczone adaptacje wolą akcentować takie wartości jak uczynność i pracowitość. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o tym, co dzieje się z Perraultowskimi morałami w polskich tłumaczeniach i adaptacjach „Wróżek” (i nie tylko), zapraszam do mojego artykułu opublikowanego w czasopiśmie „Dzieciństwo. Literatura i Kultura” [TUTAJ].
Morał to zresztą niejedyna rzecz, w której adaptacje nie zgadzają się z Perraultem – można wymienić jeszcze co najmniej dwie inne.
Pierwsza to relacje rodzinne. U Perraulta, jak już wspomniałam, mamy do czynienia z rodzonymi siostrami, córkami jednej matki. Większość adaptacji zmienia konfigurację na „macocha i jej córka + pomiatana, osierocona pasierbica” – może autorom nie mieści się w głowie, że matka naprawdę mogłaby być tak niedobra dla własnego dziecka. Co ciekawe, w pierwszej, rękopiśmiennej wersji „Wróżek” Perraulta również występowała macocha. Dopiero w późniejszym o dwa lata wydaniu drukiem zmieniła się w matkę. Dlaczego? To akurat łatwo wyjaśnić: w rękopisie „Wróżki” były ostatnią baśnią, natomiast w wydaniu drukiem zaraz po nich Perrault dodał „Kopciuszka”, który zaczyna się od... złej macochy i pomiatanej pasierbicy. Zmiana we „Wróżkach” wynikała więc zapewne z chęci uniknięcia powtórzenia.
Druga sprawa wynika z jednej z wielu tajemnic, nad którymi łamią sobie głowę badacze Perraulta: dlaczego baśń nazywa się „Wróżki”, skoro występuje w niej tylko jedna wróżka, tyle że raz przebiera się za ubogą kobiecinę, a raz za zamożną damę? Czy pisarz zasugerował się baśnią Lhéritier, w którym wróżki są rzeczywiście dwie – dobra Dulcicule i jeszcze lepsza Eloquentia nativa? Czy też podświadomie odreagował traumę spowodowaną śmiercią brata bliźniaka we wczesnym dzieciństwie (tak twierdził Marc Soriano)? Czy po prostu miał na myśli to, że wszystkie wróżki działają tak samo jak ta w baśni?
Adaptatorki znalazły na to rozwiązanie bardzo proste rozwiązanie: wystarczy rozmnożyć wróżki w samej baśni. Hanna Januszewska, a w ślad za nią Halina Kozioł, Patrycja Jabłońska, Milena Kusztelska i Agnieszka Sobich, dodają chmary wróżek, które obserwują ludzkość z zarośli, szepcząc i podśpiewując, po czym wysyłają swoją przedstawicielkę, żeby poddała dziewczęta próbie. Trudno powiedzieć, czy takie zaludnienie leśnych ostępów dobrymi duszkami to powrót do pogańskich wierzeń, czy sentymentalnych dziewiętnastowiecznych książeczek angielskich o kolorowych kwiatowych elfikach, na które tak narzekał Tolkien.
Smrodek dydaktyczny
Nie wszystkim podoba się perfekcyjnie symetryczna i par excellence baśniowa fabuła „Wróżek”. Grażyna Lasoń-Kochańska (która bada literaturę dziecięcą w perspektywie feministycznej) stwierdza z dezaprobatą: „Prościutka fabuła, oparta na motywie nagrodzonej za uczynność pasierbicy (której z ust wysypują się perły) i ukaranej za arogancję córki wdowy (z której ust padają żaby), sprowadzona zostaje do trywialnej płaszczyzny moralizatorskiej, wzmocnionej, jak wszystkie opowieści w tomiku, wierszowanym morałem. Ten właśnie anachroniczny rodzaj baśni, choć trudno dziś traktować go jako opowieść o rozwoju, wszedł do podręcznikowego kanonu lektur szkolnych, nadal rozpowszechniając w dziecięcej świadomości sposoby, w jakie kultura radzi sobie z »niegrzeczną« dziewczynką”.
Pomińmy kwestię tego, czy Lasoń-Kochańska czytała baśń Perraulta, czy jednak jakąś adaptację, skoro mówi o „pasierbicy”; tematem na zupełnie inną dyskusję jest również to, czy baśń musi być opowieścią o rozwoju. I chociaż nie przepadam za szkolnym omawianiem „Wróżek”, które z konieczności bywa na pewno upraszczające, to myślę, że dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek powinniśmy się zastanowić, czy życzliwość, obycie i umiejętność wysłowienia się – a nawet takie żenujące moralizatorskie banały jak uczynność i pracowitość – są rzeczywiście takim szkodliwym gorsetem, jak się czasami wydaje. Bez względu na płeć.
----
Podobnie jak w przypadku kilku innych baśni Perraulta, również Les Fées mają dwie wersje: rękopiśmienną z 1695 roku i wydaną drukiem w 1697 roku. Istnieją dwa polskie przekłady tego tekstu:
1. Wróżki, tłum. Hanna Januszewska, po raz pierwszy opublikowany w zbiorze Bajki Babci Gąski z 1961 r.; baśnie z tego zbioru były wznawiane dziesięć razy przez różne wydawnictwa w latach 1993–2003. (UWAGA: Januszewska wykonała również adaptację baśni Perraulta, które były wydawane pojedynczo lub w zbiorach około 40 razy w latach 1968–2012; teksty same w sobie są znakomicie napisane, ale trudno na ich podstawie wysnuwać jakiekolwiek wnioski o pisarstwie Perraulta).
2. Wróżki, tłum. Barbara Grzegorzewska, wyd. w zbiorze Baśnie, czyli opowieści z dawnych czasów (Martel 2010) oraz Kot w butach i inne baśnie (Buchmann 2013).
Wspomniana w tekście adaptacja Kusztelskiej to Bajki wydane przez
Oficynę Wydawniczą G&P dwukrotnie, w 2009 i 2012 roku.
Adaptacja Haliny Kozioł wydawana była wielokrotnie przez wydawnictwo Zielona Sowa, głównie w pierwszej dekadzie XXI wieku. Również Zielona Sowa opublikowała w okolicach roku 2010 kilka wydań baśni w adaptacji Agnieszki Sobich.
Adaptację Patrycji Jabłońskiej znaleźć można w wydaniach typu „lektura z opracowaniem” wydawnictwa Greg (na pewno wyszło w 2017 r., być może było ich więcej).
Cytat z artykułu Grażyny Lasoń-Kochańskiej pochodzi z tekstu Baśniowe wątki inicjacyjne w perspektywie badań genderowych, „Literatura Ludowa” t. 54, nr 3, 2010.
Wynurzenia Charles’a Deulina o testicolo d’aseno jako męskim storczyku znaleźć można w jego rozprawie Les contes de ma mère l’Oye, avant Perrault z 1878 r. Mimo tego zabawnego szczegółu jest to pionierska i jeszcze dziś wartościowa praca o baśniach Perraulta.
Informację o baśni ismailickiej zaczerpnęłam z artykułu Margaret A. Mills A Cinderella Variant in the Context of a Muslim Women’s Ritual, przedrukowanego w zbiorze Cinderella. A Casebook pod redakcją Alana Dundesa (1988).
Baśnie Lhéritier, Basilego i de Villeneuve nie były tłumaczone na polski.
Baśnie realizujące wątki podobne do „Wróżek” znaleźć można w praktycznie każdym zbiorze baśni z każdego kraju, tu więc podaję tylko kilka przykładów, do których odniosłam się powyżej:
-Trzy leśne trolle i Pani Hölle braci Grimm. Najlepsze pojęcie o oryginale daje przekład Elizy Pieciul-Karmińskiej: Baśnie dla dzieci i dla domu, 2 tomy, Media Rodzina 2010 (prawdopodobnie były też inne wydania tego tłumaczenia, ale to jest to, które mam ja).
-Baśń o dziewicy z perłowemi łezkami, z niewiędnącemi różami, i ze złotemi rybkami Antoniego Józefa Glińskiego (1853). Znaleźć ją można w trzecim tomie jego wielkiego (i trochę męczącego) Bajarza polskiego. To tutaj dziewczęta poddawane są próbie przez samego Boga.
-The Three Heads in the Well Josepha Jacobsa, English Fairy Tales (1890) – Można przeczytać na Wikiźródłach.
-Koński łeb występuje w bajce ukraińskiej o dość nudnym tytule Córka i pasierbica (Na przełęczy światów. 150 ukraińskich baśni, gadek, humoresek i podań ludowych, oprac. Jan Mirosław Kasjan, 1994).
-etykę pracy wysławia np. ta węgierska animacja:
-Polskich opracowań wątku diabła proszącego do tańca jest od groma, ale najstarszy jest chyba Diabli tanek Karola Balińskiego (1842, Powieści ludu spisane z podań).
Świetny artykuł. Czy blog będzie jeszcze kontynuowany?
OdpowiedzUsuńZamiar jest, chęć nie zawsze ;) "Kopciuszek" jest już częściowo napisany. Takie komentarze bardzo motywują, więc ogromnie dziękuję.
UsuńPostaram się popropagować, bo tematy opracowane bardzo zacnie.
UsuńSwoją drogą może by tak zająć się też tematem jakichś klasycznych baśni polskich? Zawsze dziwiła mnie warszawska opowieść o złotej kaczce, która jest jak gdyby bajką na opak, bo bohater nie dostaje wynagrodzenia za dobry uczynek i właściwie nie ma tam takiego oczywistego morału (przynajmniej w tej wersji, którą poznałem).
Mam nadzieję, że na baśnie polskie też przyjdzie czas - zresztą staram się o nich wspominać też przy Perraulcie. Jeśli chodzi o złotą kaczkę, to tę historię klasyfikuje się zwykle jako legendę, która rzeczywiście może być baśnią na opak. W każdym razie nie ma wymogu szczęśliwego zakończenia, jak w baśni.
UsuńNiesamowicie ciekawy blog i artykuł. Będę śledził!
OdpowiedzUsuń