środa, 18 grudnia 2019

„Sinobrody” – „Piękna i Bestia” na opak? Czego nie napisał Charles Perrault cz. 3



Sinobrody (La Barbe bleue) to niewątpliwie tekst jedyny w swoim rodzaju.

Dwa plany na akcji na jednej winiecie z iluminowanego rękopisu z 1695 r.

Starczy powiedzieć, że w całym zbiorze Perraulta z 1697 r. tylko on nie ma podtytułu Conte („baśń” lub ogólniej „powiastka”), a różni mądrzy ludzie klasyfikują go czasem jako „nowelę”. Elementy fantastyczne – którymi Perrault w swoich baśniach w ogóle gospodaruje dosyć oszczędnie – ograniczają się tu do dziwnej barwy brody i kluczyka, którego nie da się domyć z krwi.

Jest to również prawdopodobnie najmniej znana baśń Perraulta. Na to przynajmniej wskazywałby fakt, że na 136 zbiorów wydanych w Polsce pod nazwiskiem francuskiego baśniopisarza od roku 1961 po dziś dzień – zaledwie 36 zawiera Sinobrodego. Dla porównania: niezbyt popularny Firek z czubkiem (alias Knyps z czubkiem albo Hipek z czubkiem), który zajmuje drugie miejsce od końca, pojawia się aż 58 razy, a w rankingu przoduje Kopciuszek, który występuje w 120 zbiorach.

Zaostrzywszy sobie apetyt statystyką, przyjrzyjmy się teraz samemu tekstowi Perraulta.

Krótkie i nieszczęśliwe pożycie małżeńskie

Sinobrody wita się grzecznie na ilustracji Cesarego Colombiego (Najpiękniejsze baśnie, najsłynniejsi baśniopisarze. Perrault, tłum. A. Rylukowska, BGW 1992).

Tytułowy bohater to wielokrotny wdowiec, na tyle bogaty, że pewna młoda szlachcianka zgadza się za niego wyjść, nie przejmując się ani tajemniczą śmiercią jego poprzednich żon, ani barwą jego zarostu. Miesiąc po ślubie Sinobrody mówi, że musi wyjechać w interesach, i powierza żonie klucze do wszystkich pomieszczeń w domu. Zachęca ją, by zaprosiła przyjaciółki i dobrze się bawiła, zakazuje tylko wchodzić do pewnego pokoju na parterze.

Bardzo słynna ilustracja Gustave'a Doré...


...i znacznie mniej udane współczesne naśladownictwo.


Jak wiadomo, zakazy, zwłaszcza w baśniach, są po to, żeby je łamać, więc powodowana ciekawością żona zagląda do zakazanego pokoju.

Z początku niczego nie dostrzegła, gdyż okna były zamknięte. Po kilku chwilach zobaczyła, że podłoga pokryta jest skrzepniętą krwią, a w niej odbijają się ciała kilku nieżywych kobiet wiszących na ścianach (były to wszystkie kobiety, które Sinobrody poślubił, a potem jedną po drugiej powyrzynał.
(tłum. Barbara Grzegorzewska).

Swoją drogą, znamienne jest, że bohaterka właściwie nie widzi zwłok, tylko ich odbicie w skrzepniętej krwi – stanowi to makabryczne odwrócenie jednego z wymienionych parę akapitów wcześniej przykładów bogactwa Sinobrodego, czyli „luster, w których można się było przejrzeć od stóp do głów”.

Jedna z najlepszych znanych mi ilustracji przedstawiających zakazany pokój - il. Cesare Colombi, Najpiękniejsze baśnie, najsłynniejsi baśniopisarze. Perrault, tłum. A. Rylukowska, BGW 1992.


Przerażona kobieta upuszcza klucz i brudzi go krwią, która nie daje się zmyć. Po powrocie Sinobrody natychmiast więc domyśla się, że żona złamała zakaz, i zapowiada, że ją również zabije. W tym momencie w opowieści pojawia się Anna, czyli siostra żony Sinobrodego: wypatruje ona braci, którzy obiecali akurat tego dnia odwiedzić nieszczęśliwą małżonkę.

-Anno, moja siostro, czy nikt nie nadjeżdża?
A siostra Anna jej odpowiadała:
-Widzę tylko migoczące słońce i zieleniejącą trawę.
Tymczasem Sinobrody z wielkim nożem w ręku, co sił w piersiach krzyczał do żony:
-Schodź szybko, ale ja wejdę na górę.
-Jeszcze chwilkę, proszę-odkrzykiwała mu żona i zaraz cicho pytała siostrę:-Anno, moja siostro Anno, czy nikt nie nadjeżdża?
A jej siostra Anna odpowiadała:
-Widzę tylko migoczące słońce i zieleniejącą trawę.
-Schodź szybko-wołał Sinobrody-albo ja wejdę na górę.
-Już idę-odpowiadała jego żona, a potem krzyczała:
-Anno, moja siostro Anno, czy nikt nie nadjeżdża?
-Widzę-odpowiedziała siostra Anna-wielki kłąb kurzu, który się do nas zbliża.
-Czy to moi bracia?
-Niestety, siostro, to tylko stado baranów.
(tłum. Barbara Grzegorzewska)

W końcu jednak – kiedy Sinobrody już wznosi wielki nóż nad głową żony – bracia nadjeżdżają i zabijają zbrodniarza. Żona dziedziczy po nim majątek, daje siostrze posag, a braciom kupuje stopnie kapitańskie, sama zaś ponownie wychodzi za mąż.

Brat robi "akuku" na ilustracji Jana Szancera z Bajek Babci Gąski w tłumaczeniu Hanny Januszewskiej z 1961 r.


A gdzie morał?

Zgodnie z prastarą zasadą każdą historyjkę, nawet najbardziej błahą lub najbardziej makabryczną, usprawiedliwić może pożyteczna nauka. Perrault opatruje Sinobrodego dwoma wierszowanymi morałami, z którymi nie bardzo wiadomo, co zrobić.

W pierwszym z nich mądrzy się, że ciekawość daje przyjemność bardzo nietrwałą i potencjalnie niebezpieczną. Czytelnik zakrzyknie jednak zaraz: „Jak to! Przecież żona Sinobrodego ostatecznie wyszła całkiem nieźle na tym, że uległa ciekawości! Czy byłoby lepiej, gdyby nie wiedziała, że jej mąż to morderca?”.

Proszę spojrzeć, jaki sympatyczny - il. Gustavo Mazali/Poly Bernatene, Bajki, oprac. Aleksandra Michałowska, Siedmioróg 2010.

Sytuację jeszcze bardziej komplikuje drugi morał, czyli heheszki z tego, że Sinobrody to historia z zamierzchłej przeszłości, bo dzisiejsi mężowie to pantoflarze. Biedny czytelnik nie wie już, czy ma brać na poważnie cokolwiek, co pisze Perrault, skoro ten sam wydaje się podważać sens swoich tekstów. Stąd też baśniopisarz równie często nazywany jest mizoginem (albo przynajmniej seksistą), jak protofeministą.

Jednak pewnej XVIII-wiecznej pisarce i guwernantce wcale nie przeszkadzało to użytkować Sinobrodego w celach dydaktycznych. Jeanne-Marie Leprince de Beaumont (autorka m.in. najsłynniejszej wersji Pięknej i Bestii) pisała w 1756 r., że opowieść Perraulta nadaje się doskonale do przekazania dzieciom prawdy o „niedogodnościach związanych z małżeństwem zawartym z wyrachowania; niebezpieczeństwach płynących z ciekawości; nieszczęściach, które mogą wyniknąć z braku pobłażliwości dla kaprysów małżonka; nieużyteczności kłamstwa w celu uniknięcia kary”. 

Dzisiejszy czytelnik prędzej zgodzi się z krytyką małżeństwa dla pieniędzy niż z instrukcją posłuszeństwa mężowi. Sensowna wydaje się myśl, że największy błąd bohaterka popełnia wtedy, gdy – zaślepiona przepychem i dobrą zabawą – uznaje, że „broda gospodarza nie jest wcale tak bardzo sina”. Bardziej kontrowersyjne natomiast wydaje się przyrównanie mordowania żon i wieszania ich na ścianach do „kaprysów”, którym należy okazywać „pobłażliwość”.

A jednak ten nurt moralizowania wcale nie wygasł! Dowodem następujący fragment z opracowania do lektury wydawnictwa Ibis (Poznań, 2018):

Gdyby nie zbytnia ciekawość żony, być może uniknęłaby zemsty okrutnego męża. Gdybyśmy mieli zastanowić się nad przesłaniem, jakie wynika z pouczenia o tym, że nie wolno łamać zakazów, doszlibyśmy do wniosku, iż często je łamiemy. Nie powinno się przekraczać progu cudzej wolności, np. w zakresie czytania cudzej korespondencji czy pamiętnika, otwierania pokoju bez pukania, przeszukiwania rzeczy kolegi, jeśli nie wyraził na to zgody. Wytłumaczeniem dla takiego postępowania nie może być zwykła ciekawość, bo każdy człowiek jest godny szacunku i należy przestrzegać prawa do jego osobistej wolności i prywatności.

Wszyscy zgodzimy się, że tajemnica korespondencji to ważna zasada – ale Sinobrody do jej nauczania nadaje się jak średnio.

To okropne opracowanie jest w tej książce. Gwoździem do trumny są Grimmowie na okładce oraz fakt, że w środku jest przekład Hanny Januszewskiej, ale bez podania jej nazwiska.


Za dużo pytań, za dużo odpowiedzi

Sinobrody wymyka się jednoznacznej interpretacji również dlatego, że sam tekst wydaje się pełen luk i tajemnic. Dlaczego Sinobrody ma siną brodę? Jaki to właściwie kolor – siny? Głęboka czerń wpadająca w granat? Zielonkawa szarość popołudniowego zarostu? Czy zupełnie nienaturalny niebieskawy fiolet? Największą zagwozdkę mają z tym najpewniej ilustratorzy:

Szara siność u Elżbiety Gaudasińskiej (Bajki Babci Gąski, tłum. H. Januszewska, Czytelnik 1993)
 
Szpakowata (?) siność u nieznanego ilustratora (Ośla Skórka. Knyps z czubkiem. Sinobrody, Grafag 1997)

 
Granatowa siność u Cesarego Colombiego (Najpiękniejsze baśnie, najsłynniejsi baśniopisarze. Perrault, tłum. A. Rylukowska, BGW 1992) 


...O tym lepiej nic nie mówić.

Dziwna broda wydaje się widzialnym znakiem jakiejś wewnętrznej skazy – ale jakiej? Morderczych skłonności? Czy może, jak twierdzi Catherine Velay-Vallantin, niskiego pochodzenia? U Perraulta (inaczej zresztą niż w bardzo wielu późniejszych adaptacjach) Sinobrody bierze ślub ze szlachcianką, ale sam szlachcicem nie jest: ma błękitną brodę, ale nie błękitną krew. Czyżby Sinobrody był ostrzeżeniem przed mezaliansami? A może – bo i z taką interpretacją można się spotkać – ostrzega w ogóle przed mężczyznami i małżeństwem, które prowadzi do śmiertelnie niebezpiecznego porodu?

U Waltera Crane'a Sinobrody jest ponad wszelką wątpliwość szlachcicem - wystarczy spojrzeć na herb (źródło)

Dlaczego Sinobrody trzyma zwłoki poprzednich żon w domu? Czy tylko po to, by poddawać kolejne żony próbie ciekawości? Czy ma nadzieję znaleźć taką, która będzie mu absolutnie posłuszna i oddana? Czy może szuka tylko pretekstu, żeby je czym prędzej ukatrupić? A w takim razie – jak celnie pyta m.in. Jack Zipes – co w zakazanej komnacie zobaczyła pierwsza żona Sinobrodego? Czyżby jego najstraszliwszą i najpilniej skrywaną tajemnicą było to, że nie ma żadnej tajemnicy, bo pokój jest pusty?

I co w tym wszystkim robi siostra Anna? Czy mieszka z Sinobrodym i jego żoną? Dlaczego ona ma imię, a żona Sinobrodego nie? Dlaczego dialog sióstr chwilami sprawia takie wrażenie, jakby to jedna osoba mówiła do siebie? Kiedy Anna donosi, że widzi w oddali dwóch rycerzy, żona Sinobrodego woła z ulgą: „To moi bracia, dam im znak, póki mogę, żeby się pospieszyli” – mimo że taki znak może dać jedynie stojąca na wieży Anna. Zresztą, czy kobieta nie powinna powiedzieć „nasi bracia”?

Marc Soriano znalazł psychoanalityczne wytłumaczenie w dzieciństwie Perraulta, który miał wcześnie zmarłego brata bliźniaka. Ta strata wywołała ponoć u baśniopisarza kompleks bliźniactwa, którego jednym z wyrazów jest właśnie podwójna postać Anny-żony Sinobrodego. (Prawdą jest, że w baśniach Perraulta dosyć często jest mowa o bliźniakach i o rodzeństwie w ogóle, poza tym Perrault stosuje często schematy dwójkowe zamiast trójkowych, np. Kopciuszek idzie dwa razy na bal, a Kot w butach dwa razy grozi wieśniakom posiekaniem na pasztet).

Ute Heidmann idzie natomiast w zupełnie inną stronę – ku literackiej intertekstualności. Jej zdaniem epizod z Anną to nawiązanie do Eneidy Wergiliusza, a konkretnie do sceny, w której opuszczona przez Eneasza Dydona popełnia samobójstwo, a jej siostra – Anna – próbuje ją ratować.

Śmierć Dydony, Guercino, 1631 (źródło)


Horror dla dzieci?

Kiedy baśnie stały się lekturą kojarzoną niemal wyłącznie z czytelnikiem dziecięcym, pojawił się problem zawartego w baśniach okrucieństwa, które może wykrzywić wyjątkowo wrażliwą psychikę młodego czytelnika, czy to budząc w nim nadmierny i irracjonalny strach, czy też ucząc go agresji. W straganowych wydaniach przeważnie się tym nie przejmowano: w angielskich chapbooks zdarzają się bardzo dosłowne ilustracje stosów kości w zakazanej komnacie, a niejaki W. Orski w książeczce z lat 30. epatuje makabrą (i częstochowskimi rymami):

Wszędzie krew się znajdowała, nie tylko podłoga cała, lecz sufit był zabryzgany, a także i wszystkie ściany...
I przelękła się też srodze, gdyż sześć trupów na podłodze, ona znienacka ujrzała – z przerażenia aż zadrżała.

Osobliwa ilustracja do tekstu Orskiego. Zawój żony Sinobrodego prawdopodobnie ma imitować ubiór kobiety muzułmańskiej. Zwłaszcza w angielskiej tradycji ilustracyjnej Sinobrody stał się opowieścią orientalną, może przez podobieństwo z żonobójcą Szachrijarem, mężem Szeherezady. Cała książeczka dostępna na Polonie TUTAJ.

Osoby obdarzone subtelniejszą wrażliwością wolą jednak usunąć Sinobrodego spośród baśni Perraulta, co tłumaczy jego żałosny wynik, przytoczony na wstępie tego wpisu.

Nawet kiedy tekst pod tym tytułem pojawia się w zbiorze, podejmowane są czasem próby łagodzenia tak straszliwego i sugestywnego opisu zakazanego pokoju – czy to w samym tekście, czy to na ilustracjach, na których próżno szukać śladów krwi. Mimo wszystko jednak trzeba przyznać ilustratorom, że na ogół starają się oddać panującą w tekście grozę, czasem w sposób niedosłowny i dzięki temu nawet skuteczniejszy. O grozie w ilustracjach do Sinobrodego na rynku polskim pisałam już TUTAJ.

Koszmar w wykonaniu niezawodnej Elżbiety Gaudasińskiej (Bajki Babci Gąski, tłum. H. Januszewska, Czytelnik 1993).

Inną drogę obrała Milena Kusztelska, której adaptacja baśni Perraulta ukazała się po raz pierwszy w 2009 r. W przeciwieństwie do adaptatorek takich jak (pod pewnymi względami niezrównana) Hanna Januszewska czy Jolanta Sztuczyńska nie przemilczała istnienia Sinobrodego, ale po pierwsze umieściła go na samym końcu zbioru, a po drugie – usunęła wszystko, co godziłoby w najczulszą wrażliwość dzieci i ich zatroskanych rodziców. Dlatego w zakazanym pokoju nie ma nie tylko krwi, lecz również zwłok, a tylko smutne portrety, manekiny w starych sukniach, liściki, wachlarze i inne suweniry po nieżyjących żonach. Kolekcja, trzeba przyznać, sprawia dość nieprzyjemne wrażenie, ale gdzie jej tam do wstrząsającej wizji Perraulta.

U Kusztelskiej zresztą nawet krew Sinobrodego nie zostaje ostatecznie przelana: okrutnik ucieka przed szwagrami tajnym przejściem i napotyka uzbrojonych w widły chłopów, którzy gonią go po polach (jest to swoją drogą dobry przykład bardzo częstego uszlachcenia Sinobrodego w adaptacjach). Oni jednak również go nie zabijają. Sinobrody po prostu znika i nikt nie wie, co się z nim stało. W trosce o małych czytelników stara sowa w zamkowej wieży mądrze wykłada tradycyjne morały, że „nadmierna, niepohamowana ciekawość sprawia czasem wiele kłopotów”, a „bogactwo nie czyni szczęśliwym, jeśli dzielić je trzeba z człowiekiem złym”.

Dosyć wesoły zakazany pokój na ilustracji Aleksandry Kucharskiej-Cybuch (Baśnie, czyli opowieści z dawnych czasów, tłum. Barbara Grzegorzewska, 2010).

Krewni Sinobrodego

Sinobrodego zalicza się w międzynarodowej klasyfikacji wątków bajkowych do typu 312, który jest bardzo blisko typu 311, częstszego w wersjach ludowych. W tych ostatnich zamiast klucza występuje często jajko, jabłko albo kwiat, a bohaterka albo wzywa pomocy braci, posyłając im wiadomość przez zabranego przezornie gołąbka albo pieska, albo sama oszukuje straszliwego małżonka. 

Warto przeczytać „Zakazany pokój” w I tomie „Księgi bajek polskich” pod redakcją Heleny Kapełuś: bohaterka przy pomocy magicznej maści ożywia swoje siostry, które przed nią padły ofiarą zbója, a następnie sprawia podstępem, że sam odnosi po kolei całą trójkę dziewcząt do domu rodziców:

-Ja bym chciała pakietkę do domu posłać, zrób mi taką dużą skrzynię i durki wyzierć na brzeżku.
Jek on znów wyjechał, to włożuła swoją siostrę w tą skrzynię i nakładła jeszcze złota i srebra, i jedzenia nakładła, i zabziuła. I móziuła ty siostrze:
-Jekby postaziuł i chciał roztworzyć, to poziec: „Nie patrz, nie patrz, bo ja zidzę!”
[...]
On prędko wziął skrzynię na konia i galopem pojechał. W drodze pomyślał sobzie:
-Muszę ja obaczyć, co też ona tam nakładła!
Postaziuł skrzynię i odbzija to zieko. A ona woła:
-Nie patrz, nie patrz, bo ja zidzę!
A on mózi:
-Ojej, jekie też dobre oczki masz, że tak daleko mnie zidzisz!

Podobnie postępuje bohaterka Ptaka dziwaka braci Grimm, która wskrzeszone siostry wysyła w koszu, a sama oblepia się piórami i w tym przebraniu ucieka od zbrodniczego narzeczonego. (Warto też wiedzieć, że w pierwszym wydaniu zbioru Grimmów z 1812 r. znalazła się baśń Blaubart, później usunięta ze względu na nazbyt oczywiste pochodzenie od tekstu Perraulta).

John B. Gruelle, 1914 (źródło)


Za wątek pokrewny uznaje się również AT 955, który w zbiorze Grimmów reprezentuje „Zbójecki narzeczony”. Bohaterka tej baśni widzi z ukrycia, jak jej narzeczony razem z kompanami ćwiartuje na kawałki ciało dziewczyny. Sama wraca szczęśliwie do domu, a w dniu wesela opowiada wszem i wobec o niegodziwościach swojego narzeczonego, jako dowód prezentując ucięty palec jego ofiary.

Motyw złamanego zakazu, do którego tak chętnie doczepia się dydaktyczną naganę ciekawości, występuje w wielu innych baśniach i legendach, choćby w jednoznacznie moralistycznym „Dziecku Maryi” braci Grimm: tu bohaterka zostaje ukarana za świętokradztwo i nieposłuszeństwo wobec samej Matki Boskiej.

Ale można sięgnąć jeszcze dalej, do tekstu, który uważa się za pierwszą realizację wątku Pięknej i Bestii, a mianowicie Amora i Psyche Apulejusza. Psyche ulega ciekawości dwukrotnie. Najpierw wbrew zakazowi ogląda swojego śpiącego męża przy blasku świecy, przez co zostaje z nim rozdzielona, a rozgniewana Wenus zleca jej różne trudne zadania. Ostatnie z nich polega na przyniesieniu od Prozerpiny szkatułki z maścią dającą urodę. I tym razem Psyche wbrew zakazowi zagląda do szkatułki i zasypia kamiennym snem, ale tym razem z opresji ratuje ją sam Amor.

Związki między Sinobrodym a Piękną i Bestią są zresztą mocniejsze, niż by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Jak zauważyła choćby Maria Tatar, baśnie te stanowią swoje lustrzane odbicia: Piękna i Bestia mówi o nadziei, że potwór okaże się człowiekiem, Sinobrody natomiast – o lęku, że człowiek okaże się potworem...

Na zakończenie: jeszcze jeden przykład orientalizacji Sinobrodego w polskim międzywojniu. Cała książeczka jest dostępna na Polonie TUTAJ.



------

Podobnie jak w przypadku kilku innych baśni Perraulta, również La Barbe bleue ma dwie wersje: rękopiśmienną z 1695 roku i wydaną drukiem w 1697 roku. Istnieją dwa polskie przekłady tego tekstu:

1. Sinobrody, tłum. Hanna Januszewska, po raz pierwszy opublikowany w zbiorze Bajki Babci Gąski z 1961 r.; baśnie z tego zbioru były wznawiane dziesięć razy przez różne wydawnictwa w latach 1993–2003. (UWAGA: Januszewska wykonała również adaptację baśni Perraulta, które były wydawane pojedynczo lub w zbiorach około 40 razy w latach 1968–2012; teksty same w sobie są znakomicie napisane, ale trudno na ich podstawie wysnuwać jakiekolwiek wnioski o pisarstwie Perraulta; w tym adaptowanym zbiorze, pełnym pogodnego humoru, Sinobrodego oczywiście nie ma).

2. Sinobrody, tłum. Barbara Grzegorzewska, wyd. w zbiorze Baśnie, czyli opowieści z dawnych czasów (Martel 2010) oraz Kot w butach i inne baśnie (Buchmann 2013).
Wspomniana w tekście adaptacja Kusztelskiej to Bajki wydane przez Oficynę Wydawniczą G&P dwukrotnie, w 2009 i 2012 roku.

Baśnie braci Grimm najlepiej przeczytać w tłumaczeniu Elizy Pieciul-Karmińskiej: Baśnie dla dzieci i dla domu, 2 tomy, Media Rodzina 2010 (prawdopodobnie były też inne wydania tego tłumaczenia, ale to jest to, które mam ja).

Raz jeszcze polecam Księgę bajek polskich w opracowaniu Heleny Kapełuś (2 tomy, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1989).

środa, 4 grudnia 2019

„Czerwony Kapturek” i Kapitan Ruszt: niebezpieczne związki. Czego nie napisał Charles Perrault cz. 2



Po „Śpiącej królewnie” przyszedł czas na drugą z baśni w zbiorze Histoires ou contes du temps passé z 1697 roku.

Wilk i Kapturek figlują na winiecie w rękopisie baśni Perraulta z 1695 r. (źródło)

Całkiem możliwe, że „Czerwony Kapturek” to baśń, która ma najwięcej przeróbek przewrotnych lub prześmiewczych. Tytułowy rekwizyt wprost prosi się o wariacje kolorystyczne („Kapturki” niebieskie, białe, zielone...) lub konfekcyjne („Czerwone Spodenki” Pierrette Fleutiaux), a prosta fabuła łatwo daje się sparodiować – wystarczy, że bohaterka ma „w małej łączce sporta”, a „za pasem kolta”, którym nader sprawnie ubija wilka.

Okładka hiphopowej "Niebieskiej Kapturki" Piotra Nowackiego, Łukasza Mazura i Bartosza Sztybora (źródło)

Przeróżne mniej lub bardziej poważne inspiracje „Czerwonym Kapturkiem” to fascynujący temat-rzeka, ale dzisiaj przyjrzymy się wersjom „pierwotnym”, czyli tekstom Perraulta, Grimmów i francuskich bajek ludowych.


1. Wersja Perraulta: wilk na salonach

Mimo sławnego tytułu sam tekst Perraulta pozostaje słabo znany, bo większość współczesnych adaptacji bazuje na wersji braci Grimm, w dodatku często złagodzonej i doprawionej dydaktyzmem. Nie każdy zatem wie, że u Perraulta nie ma szczęśliwego zakończenia: wilk pożera dziewczynkę, a zszokowany czytelnik z niedowierzaniem wytrzeszcza oczy, pewny, że ktoś wyrwał mu kartkę z książki.

Druga różnica, bardziej subtelna, ale nie mniej istotna, polega na tym, że wysyłając córkę do chorej babci z placuszkiem i garnuszkiem masła, matka Czerwonego Kapturka nie udziela jej żadnej przestrogi. Wskutek tego „biedne dziecko nie wie, że niebezpiecznie jest zatrzymywać się i słuchać wilków”. Łatwo daje się omotać uprzejmym słówkom i idzie dłuższą drogą wskazano mu przez wilka. Kiedy wreszcie dociera do celu, na polecenie rzekomej babci rozbiera się i kładzie obok niej w łóżku. Wdaje się w słynny dialog „jakie masz wielkie ręce/nogi/uszy/oczy/zęby”, po czym prędko i nieodwracalnie kończy w żarłocznej paszczy drapieżcy.

Niezrównany Gustave Doré (źródło)

Wierszowany morał przenosi historię ze wsi i lasu do paryskich ruelles. Słowo to, które dosłownie oznacza „uliczkę”, w XVII wieku odnosiło się do przestrzeni między łóżkiem a ścianą, gdzie siadywali goście odwiedzający damy. W ten właśnie sposób nazywano to, czemu później nadano miano salonów. (Mała dygresja: TUTAJ można przeczytać bardzo ciekawy tekst Radosława Grześkowiaka o tym, jak królowa Marysieńka przeszczepiła ruelle na polski grunt i co miał o tym do powiedzenia Jan III Sobieski). Właśnie na salonach zdaniem Perraulta grasują wilki szarmanckie, przymilne i łagodne, a przez to najgroźniejsze dla młodych dziewcząt, dla których uwiedzenie źle się kończy.

Okładka Roberta Molina (źródło). W 2005 r. zbiór adaptacji baśni Perraulta z tymi ilustracjami ukazał się również w Polsce nakładem wydawnictwa Arkady.

Istnieją krytycy, którzy mają Perraultowi za złe ten morał – np. amerykański badacz baśni Jack Zipes grzmi: „Zamiast rzeczywiście ostrzegać dziewczęta przed niebezpiecznymi leśnymi drapieżnikami, opowieść ostrzega je przed ich własnymi naturalnymi pragnieniami, które muszą poskromić. [...] Czerwony Kapturek zostaje skarcony za swoją niewinną przychylność dla przyrody w postaci wilka i lasu, i zgwałcony lub ukarany za to, że zawinił brakiem kontroli nad naturalnymi skłonnościami” (Fairy Tales and the Art of Subversion, s. 45).

Jeśli jednak wczytać się dokładniej w baśń Perraulta i morał do niej, okazuje się, że jej tematem jest nie tyle purytańskie napiętnowanie natury, co krytyka społeczeństwa, w którym pod przykrywką wyrafinowania kryje się groźba przemocy (dlatego francuski badacz Jean-Paul Sermain porównuje „Czerwonego Kapturka” do Niebezpiecznych związków Chaderlosa de Laclos). Najbardziej winne okazują się matka i babka, które „kochają dziewczynkę do szaleństwa”, ale nie ostrzegają jej przed zdradliwością pozorów. Zamiast jej szaperonować – towarzyszyć jej, pilnować i pomagać – dają jej tylko całkowicie bezużyteczny kapturek, czyli po francusku petit chaperon.

Mało uwodzicielski - mimo owczej skóry - wilk Waltera Crane'a (źródło)

2. Wersja braci Grimm: nauka nie idzie w las

Czerwony Kapturek Grimmów jest znany lepiej niż Czerwony Kapturek Perraulta – co nie oznacza wcale, że znany jest dobrze. Tutaj matka, wysyłając bohaterkę do babci z ciastem i butelką wina, poucza ją, by nie schodziła z drogi, bo stłucze butelkę (oczywiście butelka = dziewictwo, powiedzą niektórzy interpretatorzy), a po dojściu do celu powiedziała „dzień dobry” i nie zaglądała do wszystkich kątów. Czerwony Kapturek bardzo dojrzale mówi, że zrobi wszystko jak należy i potwierdza to „uściskiem dłoni”.

Po drodze wilk kusi bohaterkę, zwracając jej uwagę na piękno przyrody i proponując, by nazrywała dla babci kwiatów. Kiedy dziewczynka schodzi z drogi, on biegnie do babci, zjada ją i zakłada jej czepek (co ciekawe, u Perraulta wilk nie wkłada żadnej części babcinej garderoby, natomiast współczesne adaptacje każą drapieżnikowi przyoblekać się w koszule nocne i szlafroki, być może w celu racjonalizacji. Przecież to zupełnie nieprawdopodobne, by dziewczynka nie poznała, że zwierzę psowate nie jest jej babcią. Co innego, gdy narzuci się na nie szlafroczek).

Wilk ginie, uduszony koszulą nocną (il. Lancelot Speed, źródło)

Dalszy ciąg znamy: Kapturek zostaje pożarty, a najedzony wilk zasypia. Na szczęście pojawia się myśliwy – postać wprowadzona już przez Ludwiga Tiecka w dramacie „Życie i śmierć Czerwonego Kapturka” z 1800 roku, chociaż tam nie udaje mu się uratować bohaterki. U braci Grimm rozcina on wilkowi brzuch, uwalniając babcię i wnuczkę. Następnie wszyscy troje biorą przykład z bohaterów „Wilka i siedmiu koźlątek” i napełniają brzuch drapieżnika kamieniami, co skutkuje jego rychłą śmiercią.

Podczas gdy wersja Perraulta mówi o zgubnych skutkach nieświadomości, tekst Grimmów dotyczy w większym stopniu nieposłuszeństwa, lekceważenia dobrych rad i niedotrzymywania słowa (przecież Kapturek obiecał matce, że zrobi wszystko „jak należy”). A żeby pokazać, że bohaterka odpowiednio przyswoiła życiową lekcję, baśń ma jeszcze epilog, w którym nie daje się zwieść wilkowi, tylko idzie prosto do babci i z jej pomocą topi go w wodzie po gotowaniu kiełbasy. Międzypokoleniowa współpraca i zaufanie do starszych triumfują.

Dosyć niepozorny wilczek Jennie Harbour (źródło)

3. Peregrynacje Kapitana Ruszta, czyli polskie adaptacje wersji Perraulta

Trudno oczekiwać, żeby pierwotny społeczny komentarz Perraulta był dzisiaj w Polsce zrozumiały, zwłaszcza że sam tekst jego baśni podlegał najróżniejszym przekształceniom. 

Z wyjątkiem dwóch przekładów – Hanny Januszewskiej i Barbary Grzegorzewskiej – wszystkie inne „Kapturki” podpisane „Perrault” na rynku polskim to adaptacje. Niestety, obie tłumaczki przełożyły ruelles jako „ulice”, co zmienia sens morału: wygnany z salonu wilk nie jest już członkiem znakomitego towarzystwa, tylko zboczkiem, który zaczepia dziewczyny na ulicy (szczególnie mocno widoczne jest to w przekładzie Januszewskiej, która silnie podkreśla element dydaktyzmu. Grozi na przykład palcem: „Pogwarki wprawdzie miła chwilka, lecz blisko stąd do paszczy wilka”).


Czujny wilk Elżbiety Gaudasińskiej (Bajki Babci Gąski, 1993)

Adaptacje natomiast ciążą ku wersji grimmowskiej, ale jeszcze bardziej usprawiedliwiają zachowanie matki. Dodają, że sama nie może iść do babci, bo np. złamała nogę, i wkładają w jej usta bardzo precyzyjne przestrogi („nie zbaczaj ze ścieżki”, „nie rozmawiaj z nieznajomymi” albo nawet „nie rozmawiaj z wilkiem”, co czyni nieposłuszeństwo Kapturka doprawdy idiotycznym). 

Zakończenie również jest niemal zawsze grimmowskie, chociaż myśliwego często zastępuje leśniczy, gajowy albo drwal, a wilk, zamiast zostać rozpruty i napełniony kamieniami, czasami dostaje tylko gwałtownej czkawki ze zwracaniem pokarmu. Nawet jeśli dojdzie do cesarskiego cięcia, drapieżca zostaje starannie zszyty i przepędzony.

Oszczędzony wilk w adaptacji Jolanty Sztuczyńskiej z ilustracjami Anny Sędziwy (2017).

Niektóre adaptacje próbują strategii „wilk syty i Kapturek cały”: łagodzą perraultowskie zakończenie, ale unikają prostego przeniesienia rozwiązania braci Grimm. I tak Januszewska (w adaptacji wydanej dziesięć lat po przekładzie) wspomina wprawdzie, że pierwotny autor chciał zamknąć baśń „Wielkim Chapsem”, ale inni mówią, że Kapturka ocalił myśliwy albo znajomy kapitan Ruszt.

Kim jest kapitan Ruszt? To postać całkowicie wymyślona przez Januszewską: krótkowzroczny oficer artylerii, którego Kapturek spotyka zaraz po wilku i ucina z nim sobie długą pogawędkę zamiast zgodnie z poleceniem iść prosto do babci. W końcu to właśnie kapitan przypomina jej o obowiązkach, po czym odjeżdża, śpiewając piosenkę o swojej lornetce, której jako krótkowidz bardzo potrzebuje.

Choć ze mnie drwią,
cenię to szkło,
bo gdy doń zbliżę oko,
to wszyscy: - O!
Tak bliscy są,
że wzruszam się głęboko.

Zabawny dodatek, choć w gruncie rzeczy całkowicie zbędny, bo zakończenie baśni znakomicie poradziłoby sobie bez niego. Dzięki tej postaci łatwo jednak odkryć, że istnieją adaptacje, które bazują nie na tekście Perraulta, lecz na tekście Januszewskiej. 

Kapitan Ruszt w adaptacji Agnieszki Gutry z ilustracjami Anny Skurpskiej-Ekes (2001)

Kapitan Ruszt pojawia się u Haliny Kozioł, Patrycji Jabłońskiej (która w zasadzie wzoruje się nawet nie na Januszewskiej, tylko właśnie na Kozioł, na co wskazują szczegóły innych baśni), Agnieszki Gutry i Agnieszki Sobich (tu tylko jako Kapitan, bez nazwiska). U dwóch pierwszych jego obecność jest już całkowicie bezsensowna, bo nie zostaje nawet wymieniony w zakończeniu jako zbawca Kapturka. Co więcej, podczas gdy Januszewska miała niesamowity dryg do pisania bardzo zgrabnych piosenek, kolejne adaptatorki stanowczo jej w tym nie dorównują:

Kiedy w dłoni mam lornetę,
Lepiej widzę każdą metę.
I choć niektórzy śmieją się ze mnie,
Z lornetą w dłoni jest mi przyjemnie.
Widzę wszystkich tak dokładnie,
Wyglądają całkiem ładnie.
Raduje się moja dusza,
Gdyż się nieustannie wzruszam.
(Halina Kozioł)

Mam swoją lornetkę wspaniałą,
Dzięki niej widzę wyraźnie ziemię całą.
Co mi tam śmiechy wszystkich wkoło,
Gdy przez nią patrzę, mam się wesoło!
Wszystko widzę bardzo dokładnie,
Świat prezentuje się całkiem ładnie.
Na koniu jadę pełen radości,
Podziwiając świat w swej wspaniałości.
(Patrycja Jabłońska)

W piekle jest specjalne miejsce dla tych, którzy rymują "dokładnie" z "ładnie".

Agnieszka Sobich na szczęście nie każe kapitanowi śpiewać, a Agnieszka Gutry poprzestaje na krótkim i stosunkowo bezbolesnym:
Przyjacielu mój, koniku,
Przeżyliśmy już bez liku
Przygód i lat wiele z sobą.
Jedźmy dalej leśną drogą.

W każdym razie żadna z adaptacji nie ośmiela się postawić kropki od razu po pożarciu Kapturka, jak czyni to Perrault. Takie zakończenie uważa się najwyraźniej za niesprawiedliwe i zbyt szokujące dla czytelnika przyzwyczajonego do happy endów w baśniach. Oczywiście, nie każde dziecko się nim przejmie – warto tu przytoczyć anegdotkę o córce Hetzela, który w 1862 roku wydał baśnie Perraulta ze słynnymi rycinami Gustave’a Doré:

-I cóż, Teklo, jak ci się podoba ta bajka? Prawda, że to ładna i zabawna historia?

-Tak-odpowiedziała Tekla, której rysy zmiękły, a entuzjazm ożywił się nagle.-Ach, jaki miły jest ten wilczek!

-Wilczek!-wykrzyknąłem.-Wilczek! Cóż ty mówisz, nieszczęsna Teklo? To nie wilk jest miły, tylko Kapturek...

-Nie, nie. To wilczek-odparła Tekla ze spokojną pewnością, którą wzbudzić potrafi jedynie głębokie przeświadczenie.

-Ależ wcale tak nie myślisz, kochany skarbie!-zawołałem, wstrząśnięty tą osobliwą i nieoczekiwaną odpowiedzią, która burzyła wszystkie moje przekonania o wnioskach moralnych płynących z arcydzieła Perraulta.-Ten wstrętny wilk nie może cię interesować, przecież to czarny charakter opowieści, odrażający zbrodniarz. Zjadł babunię Kapturkę, zjadł Kapturka, zjadł wszystko.

-Nie-odparła Tekla.-Placuszka nie zjadł!

Il. Herbert Cole (źródło)

4. Mała dygresja, czyli „Czerwony Kapturek” w średniowieczu?

Czasem można spotkać informację (podaje ją np. Bettelheim w swoim nazbyt popularnym bestsellerze Cudowne i pożyteczne) o średniowiecznej wersji „Czerwonego Kapturka”. Mniej często spotyka się uściślenie, że chodzi o historyjkę przytoczoną po łacinie przez Egberta z Liège w XI-wiecznym rękopisie. Oto ona, według francuskiego przekładu:

Pięcioletnia dziewczynka ubrana w tunikę z czerwonej wełny, którą dostała od ojca chrzestnego, zostaje porwana przez wilka, kiedy przechadza się, nieświadoma niebezpieczeństwa. Wilk zabiera ją do swojej jamy, aby pożarły ją jego młode. Ale wilczątka w obliczu stanowczości dziewczynki zapominają o swojej dzikości, chcą się z nią bawić i pieszczotliwie dotykają jej głowy. „Myszki – mówi ona – nie podrzyjcie szaty, którą dał mi chrzestny ojciec”.

Pojawia się więc wilk i czerwone ubranie, ale poza tym wszystko jest inne i trudno stwierdzić, czy istnieje jakikolwiek związek między średniowieczną historyjką a baśnią o Czerwonym Kapturku.


5. Powrót do źródeł: francuskie wersje ludowe

Przyjmuje się, że ludowe baśnie o spotkaniu dziewczynki z wilkiem (lub innym potworem) opowiadane były we Francji i przygranicznych regionach z dawien dawna, chociaż zapisane zostały dopiero wtedy, gdy zaczęła rozwijać się etnografia i folklorystyka czyli w drugiej połowie XIX wieku – długo po Charles’u Perrault, a nawet po Grimmach. 

Do tego czasu wersja perraultowska za pośrednictwem wydań straganowych przeniknęła już do ustnej tradycji ludowej. Wersje, w których nie widać wpływów literackich, łączą dwie rzeczy: brak czerwonego kapturka na głowie bohaterki oraz epizod, w którym dziewczynka zjada mięso swojej babci (czasem matki, ciotki albo matki chrzestnej), przyszykowane przez wilka.

Jedna dziewczynka była na służbie w pewnym domu, gdzie pasała dwie krowy. Kiedy odsłużyła swój czas, poszła sobie. Gospodarz dał jej mały serek i glonek chleba.

-Masz, mała, zanieś to matce. Będziesz miała ten ser i chleb na kolację, kiedy dotrzesz do matki.

Dziewczynka wzięła ser i chleb. Weszła do lasu, spotkała wilka, który powiedział do niej:

-Dokąd idziesz, moja mała?
-Idę do matki. Skończyłam służbę.
-Zapłacili ci?
-Tak, zapłacili, i dali mi jeszcze chleba, dali mi sera.
-Którędy będziesz szła?
-Idę drogą szpilek. A wy którędy będziecie iść?
-Ja idę drogą igieł.

Wilk ruszył biegiem pierwszy, zabił jej matkę i ją zjadł, zjadł ją do połowy, rozpalił porządny ogień, nastawił drugą połowę do gotowania i zamknął dobrze drzwi. Poszedł się położyć w łóżku matki. Dziewczynka przyszła. Zaskrobała do drzwi:

-O, matko, otwórzcie mi!
-Jestem chora, moja mała. Położyłam się. Nie mogę wstać, żeby ci otworzyć. Obróć zasuwkę.

Kiedy dziewczynka obróciła zasuwkę, otworzyła drzwi, weszła do domu, wilk leżał w łóżku jej matki.

-Jesteście chora, matko?
-Tak, jestem bardzo chora. A ty przyszłaś z Nostery.
-Tak, przyszłam. Dali mi chleba i serek.
-Dobrze, moja mała. Daj mi kawałeczek.

Wilk wziął kawałek i zjadł, i powiedział do dziewczynki:

-Na ogniu jest mięso, a na stole wino. Jak już zjesz i się napijesz, przyjdziesz się położyć.

Krew jej matki wilk przelał do butelki, a obok postawił szklankę do połowy wypełnioną krwią. Powiedział jej:

-Zjedz mięso, jest w garnku, na stole jest wino, napijesz się.

Kiedy dziewczynka jadła swoją matkę, na oknie siedział ptaszek, który mówił:

-Ćwir ćwir, jesz mięso swojej matki i pijesz jej krew!

A dziewczynka powiedziała:

-Co mówi ten ptaszek, mamo?
-Nic nie mówi; jedz dalej, też sobie znalazł czas na śpiewanie.

Dziewczynka zjadła następny kęs mięsa i napiła się znowu wina, a ptaszek dalej wołał:

-Ćwir ćwir, jesz mięso swojej matki i pijesz jej krew!
-Ach, mamo, co mówi ten ptaszek?
-Nic nie mówi; jedz dalej, też sobie znalazł czas na śpiewanie.

A kiedy już zjadła i wypiła, wilk powiedział do dziewczynki:

-Chodź się położyć, moja mała. Chodź się położyć. Dość już zjadłaś, moja mała; teraz chodźże się położyć obok mnie. Zimno mi w nogi, ogrzejesz mnie.

-Już idę, mamo.

Rozbiera się i kładzie obok matki, mówiąc do niej:

Il. Herbert Cole (źródło)

-Ach, mamo, ale jesteś włochata!
-To ze starości, moje dziecko, to ze starości.
Dziewczynka dotyka jego łap.
-Ach, mamo, ale ci urosły długie paznokcie!
-To ze starości, moje dziecko, to ze starości.
-Ach, mamo, ale ci urosły długie zęby!
-To ze starości, moje dziecko, to ze starości. Zęby mam po to, żeby cię zjeść!
I ją zjadł.

(wersja opowiedziana przez Nanette Lévesque w 1874 r. w Fraisse, spisana przez Victora Smitha; tłum. Barbara Kaczyńska)

Większość z ludowych wersji (według obliczeń francuskiego badacza folkloru Paula Delarue - trzynaście z dziewiętnastu) kończy się pożarciem bohaterki, te zaś, które mają szczęśliwe zakończenie, w niczym nie przypominają tekstu Grimmów.

[...] –Ach, babko, jakie masz duże zęby!

-Żeby cię lepiej zjeść, wnusiu, żeby cię lepiej zjeść.

Jeannette się przestraszyła i powiedziała:

-Ach, babciu, bardzo mi się chce.

-Zrób na łóżko, wnusiu, zrób na łóżko.

-To bardzo brzydko, babko; jeśli się boisz, że sobie pójdę, przywiąż mi do nogi wełnianą nitkę; jak ci się sprzykrzy, że jestem na zewnątrz, pociągniesz i sprawdzisz, czy tam jestem; to cię uspokoi.

-Masz rację, wnusiu, masz rację.

I potwór przywiązał wełnianą nitkę do nogi Jeannette, a drugi koniec trzymał w dłoni. Kiedy dziewczyna wyszła na zewnątrz, zerwała nitkę i sobie poszła. Chwilę później fałszywa babka powiedziała:

-Skończyłaś, Jeannette, skończyłaś?

A te same głosy aniołków co wcześniej znowu odezwały się z komina:

-Jeszcze nie, babko, jeszcze nie.

Ale kiedy minęło dużo czasu, powiedziały:

-Już.

Potwór pociągnął za sznurek, ale na końcu niczego nie było.

Wstrętny diabeł podniósł się, rozgniewany, i wsiadł na wielką maciorę, którą wcześniej zostawił na dachu, i pognał za dziewczyną, żeby ją schwytać; dotarł nad rzekę, gdzie praczki robiły pranie. Powiedział do nich:

Czy widziałyście tu dziewczyneczkę,
Co szła z kudłatym pieseczkiem?

-Tak-odpowiedziały praczki-przytrzymałyśmy jej prześcieradło nad wodą i przeszła po nim na drugą stronę.

-Ach tak-powiedział łotr-przytrzymajcie i dla mnie, żebym przeszedł.

Praczki przytrzymały prześcieradło nad wodą, a diabeł wlazł na nie ze swoją maciorą, która natychmiast poszła pod wodę. Zaczął krzyczeć:

-Pij, pij, pij, moja macioro, bo inaczej oboje utoniemy.

Ale maciora nie dała rady wypić wszystkiego i diabeł utonął razem z nią, a dziewczyneczka się uratowała.
(wersja z Touraine, wydana w 1899 roku, tłum. Barbara Kaczyńska)

Il. Eric Puybaret (Piękne baśnie Perraulta, 2018)

Najsłynniejszą i najbardziej przekonującą interpretację ludowej baśni jako kobiecej historii inicjacyjnej przedstawiła Yvonne Verdier w swoim artykule z 1978 r. Według niej alternatywa „ścieżka igieł – ścieżka szpilek”, która często pojawia się w ludowych wersjach, wiązała się z okresem, gdy dorastające dziewczęta terminowały i nabierały poloru u krawcowych. „Ścieżka szpilek”, służących do ozdobnego i zalotnego upinania stroju, a przy tym, cóż, pozbawionych dziurki, to ścieżka młodej dziewczyny, natomiast „ścieżka igieł” to ścieżka dojrzałej kobiety. 

Jak mówi Verdier, zjedzenie ciała babki lub matki oznacza przejęcie jej roli, pokazując, że stare pokolenie musi ustąpić przed nowym. Wilk nie jest uwodzicielem, nie jest nawet figurą mężczyzny. Wręcz przeciwnie, zajmując miejsce babki lub matki, nabiera cech feminoidalnych (zresztą w niektórych wersjach z Włoch lub Tyrolu antagonistką jest po prostu kobieta – olbrzymka albo dzikuska). Staje się zwierciadłem dla dorastającej dziewczyny oraz katalizatorem niezbędnej przemiany.

Niektórzy (khy khy, Jack Zipes) zarzucają Perraultowi, że zdeformował pierwotny przekaz ludowej baśni, pozbawiając ją między innymi szczęśliwego zakończenia. Nawet jednak jeśli jakaś wieśniaczka, nie dbając o autocenzurę, opowiedziała Perraultowi – mężczyźnie, zamożnemu mieszczaninowi i królewskiemu urzędnikowi! – historię o dziewczynce, która zjada własną babkę, a potem ucieka pod pretekstem potrzeby fizjologicznej, inicjacyjny sens tej opowieści musiałby być dla niego całkowicie niezrozumiały. Trudno się dziwić, że opowieść o spotkaniu bohaterki z wilkiem uznał za bajkę-ostrzegankę, którą następnie zreinterpretował, przykładając do niej rzeczywistość paryskich salonów.

Niestety, nie wiemy, jaki dokładnie kształt miała wersja, którą słyszał. O tym, że jakąś słyszał, a pewnie i sam opowiadał, świadczy dopisek na marginesie „Czerwonego Kapturka” w iluminowanym rękopisie z 1695 roku. Wilczą odpowiedź „Po to, żeby cię zjeść” skomentowano w następujący sposób: „Słowa te wypowiada się donośnym głosem, żeby przestraszyć dziecko, jak gdyby wilk miał je zjeść”.

Bo baśnie są po to, żeby się bać! (il. Arthur Rackham, źródło).

6. Interpretacje lepsze i gorsze

Społeczna krytyka Perraulta czy wychowawcza powiastka Grimmów to tylko dwie z niezliczonych interpretacji „Czerwonego Kapturka”. 

Zanim badacze tacy jak Verdier albo Bernadette Bricout zajęli się na poważnie ludowymi wersjami baśni, pojawiały się już różne mniej lub bardziej przekonujące wykładnie, odwołujące się do źródeł głębszych i bardziej pradawnych niż teksty z XVII i XIX wieku. 

Jedną z bardziej barwnych, choć również bardziej bezsensownych było przekonanie, że jest to relikt mitu solarnego. M.in. Henry Bett uważał, że czerwony kapturek symbolizował zachodzące i wschodzące słońce, najpierw pochłaniane, a później uwalniane przez czerń nocy (czyli wilka). Niestety, interpretacja opiera się na dwóch późno dodanych szczegółach: czerwonym kapturku, prawdopodobnie wymyślonym przez Perraulta, i uwolnieniu bohaterki z wilczych trzewi, które pojawia się dopiero w XIX-wiecznym tekście Grimmów (w ludowych wersjach dziewczynka albo zostaje pożarta, albo przed pożarciem ucieka). Równie sensowne byłoby zatem doszukiwanie się w Kapitanie Ruszcie Januszewskiej reliktu postaci Apolla (bo artylerzysta to prawie to samo co łucznik) albo Odyna (bo Ruszt jest krótkowidzem, a Odyn miał jedno oko).

Nasz ulubieniec (il. Elżbieta Gaudasińska, Czerwony Kapturek, 1980)

„Czerwony Kapturek” jest chyba nie tylko baśnią najczęściej przepisywaną i przerabianą, ale i najczęściej reinterpretowaną, warto więc na zakończenie rzucić garść pomysłów z różnych epok – tak, by każdy mógł wybrać sobie coś, co mu się najbardziej spodoba.

A zatem „Czerwony Kapturek” to:
-przedstawienie rytuału ludowego, w którym Majowa Królowa w czerwonym wianku ściera się ze złym potworem (Pierre Saint-Yves)

-historia nieszczęsnego narodu niemieckiego stłamszonego przez obce prawo rzymskie (wilczyca to przecież Rzym) (von Bülow)

-historia nieszczęsnego Izraela stłamszonego przez Rzym (Jagger)

-historia rewolucjonistów w czapkach frygijskich, stłamszonych przez wilka Napoleona (Jäger)

-historia biednego małego Charles’a Perraulta, który po latach odreagowuje urazy z dzieciństwa (Soriano)

-fantazja o powrocie do matczynego łona przy jednoczesnym pragnieniu śmierci matki (Roheim)

-próba wypracowania relacji kobiety z konkretnym mężczyzną albo z męskim pierwiastkiem w niej samej (psychologia głębi)

-przestroga przed poddaniem się żądzom po pierwszej miesiączce, którą symbolizuje czerwony kapturek, oraz ukaranie mężczyzny zazdrosnego o dar macierzyństwa (Fromm)

-historia czerwonego peniska i zębatej waginy (Gessain)

-opowieść o przepracowaniu relacji z matką-babką oraz ojcem-wilkiem-myśliwym (Bettelheim)

-historia konfliktu międzypokoleniowego między kobietami (Dundes)

-historia o ludzkiej duszy zmagającej się z pokusami w drodze do zbawienia (Georgel)

-itd., itp., itd...

Lepiej nie pytać, co tu się dzieje (il. Elżbieta Gaudasińska, Czerwony Kapturek, 1980)

-----
Korzystałam przede wszystkim z książki Sur les traces du Petit Chaperon Rouge. Un itinéraire dans la forêt des contes Pierre’a Erny’ego (L’Harmattan, 2003), która jest świetną syntezą literatury „kapturkologicznej”. Warto zajrzeć też do katalogu ludowej baśni francuskiej Paula Delarue i Marie-Louise Tenèze, który ma swoją wersję online. Artykuł Yvonne Verdier można przeczytać tutaj, a jego omówienie po polsku autorstwa Katarzyny Bajki tutaj.


Wersję braci Grimm najlepiej przeczytać w tłumaczeniu Elizy Pieciul-Karmińskiej: Baśnie dla dzieci i dla domu, 2 tomy, Media Rodzina 2010 (prawdopodobnie były też inne wydania tego tłumaczenia, ale to jest to, które mam ja).

Podobnie jak w przypadku kilku innych baśni Perraulta, również Le Petit Chaperon rouge ma dwie wersje: rękopiśmienną z 1695 roku i wydaną drukiem w 1697 roku. Istnieją dwa polskie przekłady tego tekstu:

1. Czerwony Kapturek, tłum. Hanna Januszewska, po raz pierwszy opublikowana w zbiorze Bajki Babci Gąski z 1961 r.; baśnie z tego zbioru były wznawiane dziesięć razy przez różne wydawnictwa w latach 1993–2003. (UWAGA: Januszewska wykonała również adaptację baśni Perraulta, które były wydawane pojedynczo lub w zbiorach około 40 razy w latach 1968–2012; teksty same w sobie są znakomicie napisane, ale trudno na ich podstawie wysnuwać jakiekolwiek wnioski o pisarstwie Perraulta).

2. Czerwony Kapturek, tłum. Barbara Grzegorzewska, wyd. w zbiorze Baśnie, czyli opowieści z dawnych czasów (Martel 2010) oraz Kot w butach i inne baśnie (Buchmann 2013).

Zwodniczo przyjacielski wilk na okładce Aleksandry Kucharskiej-Cybuch.

Wspomniane w tekście adaptacje z Kapitanem Rusztem to:

- adaptacja Hanny Januszewskiej, pierwsze wydanie w 1971 r., wielokrotnie wznawiane w różnych wydawnictwach, przeważnie pod tytułem Bajki;

Adaptacja Januszewskiej z ilustracjami Janusza Grabiańskiego (1971)

 - adaptacja Haliny Kozioł, wydanie pierwsze w 1998 r., wznawiane co najmniej dwanaście razy (ostatnie wydanie z 2007 r.) przez wydawnictwo Zielona Sowa pod tytułami Bajki, Baśnie, Bajki nad bajkami lub Najpiękniejsze bajki;
Dwa z licznych wydań adaptacji Haliny Kozioł, il. Marek Szal

- adaptacja Patrycji Jabłońskiej, Baśnie, wydanie z opracowanie wydawnictwa GREG, 2017;
Adaptacja Patrycji Jabłońskiej wydana przez Greg. W dodatku na okładce jest Kopciuszek Grimmów: u Perraulta nie było żadnych życzliwych gołębi... (il. na okładce: Aleksandra Zimoch)

- adaptacja Agnieszki Gutry, Czerwony Kapturek i inne bajki, Wydawnictwo Mea, 2001 (podobno wydawano również poszczególne baśnie w formie mniejszych książeczek, ale do nich nie dotarłam)
Il. Anna Skurpska-Ekes

- adaptacja Agnieszki Sobich, cztery wydania w wydawnictwie Zielona Sowa w latach 2010–2011 pod tytułem Magiczny świat baśni: Andersen, Bracia Grimm, Perrault lub Baśnie: Andersen, Bracia Grimm, Perrault.

Il. Aleksandra Michalska-Szwagierczak

Ciekawe rozwiązanie w duchu „wilk syty i Kapturek cały” pojawia się w bardzo niestety przegadanej adaptacji Mileny Kusztelskiej (Bajki, wydawnictwo G&P, 2009 i 2012): zakończenie baśni pożarciem Kapturka okazuje się tam podkoloryzowaną wersją, którą opowiada swoim dzieciom wilk.

Il. Danuta Kurasz

Ojciec-ludożerca i kurier śpiącej królewny, czyli „Paluszek” – Czego nie napisał Charles Perrault cz. 8

  Wraz z „Paluszkiem” – czy też, gdyby tłumaczyć dosłownie francuski tytuł, „Małym Kciuczkiem” – zbiór baśni przypisywanych Perraultowi zat...